Wybaczać
czyli pogodzić się z przeszłością, z wyrządzonymi nam krzywdami. Często
przez najbliższe nam osoby, po których nigdy byśmy się tego nie
spodziewały. To one jednak zazwyczaj w najmniej oczekiwanym momencie
wbijają nam nóż w plecy. Napędzane własnym egoizmem podcinają nam
skrzydła. Mając pewność, że wszystko co robią jest jedynie dla naszego
dobra. Nie zauważają jednak, że powoli stają się głównym powodem naszego
cierpienia. Będąc nam tak bliscy i kierując naszym życiem, zabierają
wszystko co było dla nas tak ważne. Czasem sami im na to pozwalamy.
Przyzwyczajeni do takiej sytuacji ,oddajemy się w ich ręce z pewnością,
że tak musi być. Możliwe, że byłoby tak dalej gdyby nie chwila
oświecenia. Moment gdy nagle zaczynamy dostrzegać popełnione w życiu
błędy. Bywa jednak, że jest już za późno. Zbyt wiele wycierpieliśmy by
móc dalej żyć z tą osobą. Pozwolić by mimo tych wszystkich krzywd nadal
była przy nas. Nawet jeśli ich skrucha i chęć poprawy są szczere.
Opadam
ciężko na kanapę, kolejny raz wczytując się w pierwsze zdania listu,
pozostawionego pod moimi drzwiami dzisiaj rano. Z niedowierzaniem kręcę
głową, wciąż mając nadzieje, że to jakiś głupi żart. Kolejny, chory
pomysł Damiana na uśpienie mojej czujności i złamanie bariery, którą
przez miesiące tak staranie budowałam. Tym razem jednak przechodzi sam
siebie. Wciąż zna mnie wystarczająco dobrze, by wiedzieć jak do mnie
dotrzeć. Wywołując przy okazji ogromne wyrzuty sumienia i wątpliwości. W
końcu jak twierdzi skreślanie tych wszystkich lat, było największym
błędem w naszym życiu. Nie zapomina też o swojej winie i wydaje się, że w
końcu zaczyna to rozumieć. Problem w tym, że staje się to za późno.
Teraz gdy powoli zaczynamy uczyć się żyć bez siebie, on tak po prostu
prosi o wybaczenie. Dopiero wtedy jeśli nadal będę tego chciała, gotowy
będzie odejść. Raz na zawsze zniknie z mojego życia, pozwalając bym
znowu była szczęśliwa. Już bez niego. Wydaje się, że to najlepsze co
może dla nas zrobić.
W pierwszej chwili również mi się tak
wydaje. Uczucie ulgi znika po kilku chwilach, a w jego miejscu pojawia
się nieznośny ból w okolicach serca. Nie jestem chyba jeszcze w stanie
uwierzyć, że to wszystko właśnie tak się kończy. Mówią przecież, że
nadzieja zawsze umiera ostatnia. Niezależnie więc od tego jak wiele
wycierpiałam przez Damiana, wciąż wierzyłam w jego poprawę. Nigdy nie
sądziłam jednak, że zwróci się do mnie o wybaczenie i teraz to on będzie
tym skrzywdzonym. W tej chwili nie jestem bowiem w stanie mu tego
wszystkiego odpuścić. Choć tak bardzo chcę i życzę mu jak najlepiej.
Damian w gruncie rzeczy jest bardzo dobrym człowiekiem, gotowym oddać
całe serce osobie którą pokocha. Wiem, że niejedna kobieta marzy o tak
oddanym mężczyźnie. Ja niegdyś także byłam zachwycona tą jego strona.
Prawdę mówiąc wciąż czuje sentyment do jego zaangażowania i oddania. Do
cech, które stały się naszym największym przekleństwem. Powodem
nieszczęścia i tragedii, na którą oboje pozwoliliśmy. Teraz widzę to
dokładniej niż kiedykolwiek wcześniej. Również swoją winę, choć jeszcze
do niedawna nie widziałam w swoim postępowaniu nic złego. Kilkanaście
starannie napisanych zdań daje mi jednak sporo do myślenia. Nawet jeśli
to kolejna próba manipulacji, jest w tym więcej prawdy niż mogłabym się
po nim spodziewać. Szkoda tylko, że wcześniej nigdy nie stało nas na
szczerość.
Spod stolika wyjmuję kartkę papieru i długopis by
odpisać Damianowi. Nie jestem tego wszystkiego pewna jednak nie potrafię
inaczej. Powoli zaczynam układać sobie wszystko od nowa i wiem, że
Damian zasługuje na to samo. Jeśli moje wybaczenie tylko mu na to
pozwoli. W pewnym sensie jestem mu to winna. W końcu sama szybko
pozbierałam się po naszym rozstaniu, pokazując, że nie zrobiło na mnie
większego wrażenia. Mając przy sobie bliskie osoby szybko odcięłam się
od dawnego życia, niemal całkowicie o nim zapominając. Przez ostatnie
miesiące gdy zniknął na dobre z mojego życia, nie interesowałam się zbyt
wiele jego losem. Pozwoliłam by nasze drogi całkowicie się rozeszły,
choć w głębi duszy wcale tego nie chciałam. Wciąż miałam nadzieje, że
kiedyś pochwali mi się swoimi sukcesami. Pokaże, że beze mnie jest mu
dużo lepiej i świetnie sobie radzi. Potrzebowałam tego, by uspokoić
powracające co jakiś czas wyrzuty sumienia. Teraz gdy mogę mu w czymś
pomóc, czuje się nieco lepiej. Wybaczając mu już na zawsze odetnę nas
od przeszłości. Damian w ostatnich zdaniach gorąco obiecuje, że to jego
ostatnia próba kontaktu ze mną. Podobno razem z ojcem mają zamiar
wyjechać z kraju by osobiście kierować nową filią ich rodzinnej firmy.
Możliwe, że te listy to nasz ostatni kontakt. Forma ostatecznego
rozstania i wzajemnego darowania wszystkich błędów jakie razem
popełniliśmy. Wiem, że oboje tego teraz potrzebujemy. Z dala od siebie
nauczyć się żyć tak jakbyśmy nigdy się nie spotkali. Wszystko to
będzie niezwykle trudne, ale wierze, że nam się uda. Chyba po raz
pierwszy w życiu jestem tak pewna naszej przyszłości. Szczególnie teraz
gdy Damian gotowy jest mi w tym pomóc, o co tak długo walczyłam. Nie
wiem czy sam to zrozumiał, czy ktoś mu w tym pomógł. To teraz nie ma
najmniejszego znaczenia. Od dziś możemy żyć jedynie przyszłością, nie
obracając się już za siebie. Wybaczanie nigdy nie jest łatwe. Czasem
jednak warto pokonać własne słabości i pogodzić z dawnym bólem, by z
czystym kontem móc rozpocząć nowe życie.
-
Miało być inaczej i
dłużej, ale chyba straciłam serce do tego opowiadania. Niemniej jednak
od początku miało zakończyć się w sposób otwarty, tak aby każda z was
według upodobań mogła zakończyć historię Ingi i Krzyśka. Szczerze
powiedziawszy sama nie jestem pewna jak powinna wyglądać dalej ich
znajomość i być może dlatego to wszystko właśnie tak się kończy.
Dziękuje wam za te 11 miesięcy, w ciągu których byłyście ze mną i
wspierałyście kiedy przechodziłam różne kryzysy. Mam nadzieje, że nie
zawiodłam was takim zakończeniem. Obiecuje, że w ciągu najbliższych dni
nadrobię zaległości na waszych blogach, które ostatnio zaniedbałam.
Ostatnio jednak nie byłam w psychicznym żeby czytać, czy pisać. Mam
jednak nadzieje, że za jakiś czas spotkamy się ponownie na jakimś blogu.
Wasze oczywiście nadal będę czytała i postaram się być na bieżąco.
Dziękuje za wszystko.
wtorek, 31 lipca 2012
Dwadzieścia cztery
Przychodzą w
życiu takie chwile, w których trzeba podjąć ryzyko i dać się ponieść
chwili. Przestać zastanawiać się nad każdym krokiem i posłuchać głosu
serca. Mamy, wtedy
szanse przeżyć coś niezapomnianego i magicznego. Jedne z tych chwil,
które już zawsze będziemy wspominać. Wracając do nich z nutką
rozczulenia i żalu z powodu mijającego czasu. Często boimy się ryzyka.
Lubimy swoje spokojne życie, powoli przyzwyczajając się do pojawiającej
się w, nim
rutyny. Opracowany co do minuty plan dnia, zapewnia nam
przewidywalność i pewność następnych ruchów. Zabijając tym samym całą
radość jaką możemy czerpać z każdej chwili i spotykających nas
niespodzianek. Podejmowanie ryzyka zawsze jest dla nas trudne i zawsze
może łączyć się ze stratą czegoś ważnego. Warto jednak czasem postawić wszystko na jedną kartkę, by zyskać jeszcze więcej.
Przyglądam się z rozbawieniem szatynce znad ogromnej sterty dokumentów. Chwila odpoczynku od papierkowej pracy w fundacji właśnie tak się kończy. Nie mogłam jednak zrzucić tego na Madzię czy Wojtka tylko z powodu spraw sportowych. Ostatnio i tak zbyt wiele zajęć zwaliło, im się na głowę a ja mam świadomość, że nie pomagałam, im wystarczająco. Teraz to wszystko ma się jednak zmienić. Wojtek tydzień temu wyruszył na wysłużone wakacje. Kolejna ma być właśnie Magda, choć do tej pory szatynka broniła się przed tym jak mogła. Od niedawna zaczyna się jednak wahać a ja chyba wiem, kto jest tego powodem. Zaczynam się cicho śmiać, gdy nieśmiało wspomina o swoim zmęczeniu i kilku dniach wypoczynku, które pozwoliłyby jej nabrać energii i ochoty do pracy. Powoli zaczynam domyślać się, o co albo o kogo tak naprawdę jej chodzi. Wręcz nie mogę się powstrzymać aby nie podpytać ją o jakieś drobne szczegóły. Przy okazji poruszając jego temat, na co rumieni się uroczo, spuszczając wzrok. Wszystko to potwierdza moje przypuszczenia. Odsuwając wszystkie dokumenty na bok, przysuwając się jeszcze bliżej do biurka i chwytając ją za rękę. Wiem, że potrzebuje teraz mojego wsparcia. Pewności, że podejmuje właściwą decyzję i nie będzie jej żałować. Tego nie mogę jej obiecać, choć zrobię wszystko aby tak było.
-Sebastian zaprosił mnie na tydzień do Włoch-przyznaje cicho, spuszczając wzrok a jej policzki zaczynają przypominać kolorem dojrzałą wiśnię. Wiem, że bardzo to wszystko przeżywa. Zawsze sprawy fundacji i dzieci były na pierwszym miejscu. Ostatnio jednak zaczęło się to nieco zmieniać, a ona w końcu zaczęła myśleć o sobie. Dbać o własne potrzeby i zabiegać o nie. Czasem tylko ma z tego powodu wyrzuty sumienia i za bardzo się tym przejmuje, ale cały czas nad tym pracujemy.-W końcu wybrałam, wiesz? Nie wiem, czy to się uda, ale chcę spróbować.
Uśmiechając się szeroko, podchodzę do szatynki, by przytulić ją z całej siły. Domyślam się, jak wiele siły musiała kosztować ją ta decyzja. Jeszcze niedawno obie potrafiłyśmy przepłakać cały wieczór, mając świadomość w jak beznadziejnej sytuacji znajduje się szatynka. Najgorsza była myśl, że tak naprawdę to ona doprowadziła do tej sytuacji. Niewinny flirt z dwójką przyjaciół, przerodził się w istne piekło dla Madzi. Na szczęście po ich wyjeździe wszystko nieco się uspokoiło. Szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że zdecyduje się na utrzymywanie z nimi kontaktu. Wydawało się wręcz, że powoli wraca do siebie i zapomina o ich obecności w swoim życiu. Dopiero w tej chwili zaczynam dostrzegać jak wiele wydarzeń w jej życiu przegapiłam. Zajęta swoimi sprawami, przestałam o to wypytywać. Kiedy przepraszam, za to Madzię, ona uśmiecha się jedynie, muskając jedynie mój policzek. Dawno już nie widziałam jej aż tak szczęśliwej. Dlatego też nie chcąc tracić cennego czasu, chwytam swoją torebkę i ciągnąc ją za rękę, wyprowadzam z budynku. Niestety, papierkowa robota musi jeszcze poczekać. Znając życie pewnie zabiorę wszystko do domu, by do rana jakoś się z tym wszystkim uporać. Teraz musimy jeszcze zrobić porządne zakupy przed jej wyjazdem. Spędzić jak najwięcej czasu, póki jest tylko moja i nie muszę się nią z nikim dzielić. Szatynka śmieje się ze mnie, wypominając mi przy tym zazdrość. Prawdę mówiąc, coś w tym jest i, chociaż nie chcę, to muszę się z nią zgodzić. Gdzieś w głębi duszy, czuje się zagrożona i wiem, że już nigdy nie będzie tak jak wcześniej.
W końcu w jej życiu pojawia się ktoś równie ważny, a może nawet ważniejszy ode mnie. Wcześniej byłyśmy zawsze razem i każdą wolną chwilę poświęcałyśmy na wspólne zakupy czy babskie wieczorki przy butelce dobrego wina. Teraz zapewne będziemy musiały, choć w pewnym stopniu ograniczyć te spotkania. Nie zmienia to jednak faktu, że jej szczęście zaczyna udzielać się również mi. Moja mała Madzia w końcu szczęśliwie się zakochała i to jest teraz najważniejsze. W drodze do centrum handlowego, postanawiam nieco podpytać o szczegóły ich planów na ten tydzień. Z uwagą słucham, jak opowiada o zabytkach, które chciałaby zwiedzić i pięknych plażach, do tej pory oglądanych jedynie w katalogach. Niewątpliwie wycieczka do Włoch jest spełnieniem jej marzeń. Uśmiecham się pod nosem, gdy nieśmiało wspomina też o rodzicach siatkarza, którzy mają się tam pojawić. Może się wydawać, że to wszystko dzieje się za szybko. Oboje się są już jednak dzieci, a dla niej to znak, że jest traktowana poważnie. Daje jej to pewność, pozwalającą na podjęcie ryzyka. Związek na odległość na pewno będzie dla nich trudnym doświadczeniem. Magda stwierdza jednak , że traktuje to jako pierwszą próbę ich uczucia. Nie chce rezygnować z swojego życia i pracy, by przeprowadzić się do niego. Wszystko to wiążę się dla niej zbyt dużym ryzykiem, na które nie jest jeszcze gotowa. Obie wiemy, że na wszystko przyjdzie jeszcze czas i wybieganie w przyszłość nie ma najmniejszego sensu. Najważniejsza jest teraźniejszość i tak długo wyczekiwane uczucie uczucie, które powoli zaczyna się pojawiać w jej życiu.
-
Przepraszam, że dopiero teraz ale walka z onetem skutecznie zniechęca mnie do dodawania odcinków. Szczerze powiedziawszy mam już dość tego śmiesznego portalu.
Pozdrawiam.
Przyglądam się z rozbawieniem szatynce znad ogromnej sterty dokumentów. Chwila odpoczynku od papierkowej pracy w fundacji właśnie tak się kończy. Nie mogłam jednak zrzucić tego na Madzię czy Wojtka tylko z powodu spraw sportowych. Ostatnio i tak zbyt wiele zajęć zwaliło, im się na głowę a ja mam świadomość, że nie pomagałam, im wystarczająco. Teraz to wszystko ma się jednak zmienić. Wojtek tydzień temu wyruszył na wysłużone wakacje. Kolejna ma być właśnie Magda, choć do tej pory szatynka broniła się przed tym jak mogła. Od niedawna zaczyna się jednak wahać a ja chyba wiem, kto jest tego powodem. Zaczynam się cicho śmiać, gdy nieśmiało wspomina o swoim zmęczeniu i kilku dniach wypoczynku, które pozwoliłyby jej nabrać energii i ochoty do pracy. Powoli zaczynam domyślać się, o co albo o kogo tak naprawdę jej chodzi. Wręcz nie mogę się powstrzymać aby nie podpytać ją o jakieś drobne szczegóły. Przy okazji poruszając jego temat, na co rumieni się uroczo, spuszczając wzrok. Wszystko to potwierdza moje przypuszczenia. Odsuwając wszystkie dokumenty na bok, przysuwając się jeszcze bliżej do biurka i chwytając ją za rękę. Wiem, że potrzebuje teraz mojego wsparcia. Pewności, że podejmuje właściwą decyzję i nie będzie jej żałować. Tego nie mogę jej obiecać, choć zrobię wszystko aby tak było.
-Sebastian zaprosił mnie na tydzień do Włoch-przyznaje cicho, spuszczając wzrok a jej policzki zaczynają przypominać kolorem dojrzałą wiśnię. Wiem, że bardzo to wszystko przeżywa. Zawsze sprawy fundacji i dzieci były na pierwszym miejscu. Ostatnio jednak zaczęło się to nieco zmieniać, a ona w końcu zaczęła myśleć o sobie. Dbać o własne potrzeby i zabiegać o nie. Czasem tylko ma z tego powodu wyrzuty sumienia i za bardzo się tym przejmuje, ale cały czas nad tym pracujemy.-W końcu wybrałam, wiesz? Nie wiem, czy to się uda, ale chcę spróbować.
Uśmiechając się szeroko, podchodzę do szatynki, by przytulić ją z całej siły. Domyślam się, jak wiele siły musiała kosztować ją ta decyzja. Jeszcze niedawno obie potrafiłyśmy przepłakać cały wieczór, mając świadomość w jak beznadziejnej sytuacji znajduje się szatynka. Najgorsza była myśl, że tak naprawdę to ona doprowadziła do tej sytuacji. Niewinny flirt z dwójką przyjaciół, przerodził się w istne piekło dla Madzi. Na szczęście po ich wyjeździe wszystko nieco się uspokoiło. Szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że zdecyduje się na utrzymywanie z nimi kontaktu. Wydawało się wręcz, że powoli wraca do siebie i zapomina o ich obecności w swoim życiu. Dopiero w tej chwili zaczynam dostrzegać jak wiele wydarzeń w jej życiu przegapiłam. Zajęta swoimi sprawami, przestałam o to wypytywać. Kiedy przepraszam, za to Madzię, ona uśmiecha się jedynie, muskając jedynie mój policzek. Dawno już nie widziałam jej aż tak szczęśliwej. Dlatego też nie chcąc tracić cennego czasu, chwytam swoją torebkę i ciągnąc ją za rękę, wyprowadzam z budynku. Niestety, papierkowa robota musi jeszcze poczekać. Znając życie pewnie zabiorę wszystko do domu, by do rana jakoś się z tym wszystkim uporać. Teraz musimy jeszcze zrobić porządne zakupy przed jej wyjazdem. Spędzić jak najwięcej czasu, póki jest tylko moja i nie muszę się nią z nikim dzielić. Szatynka śmieje się ze mnie, wypominając mi przy tym zazdrość. Prawdę mówiąc, coś w tym jest i, chociaż nie chcę, to muszę się z nią zgodzić. Gdzieś w głębi duszy, czuje się zagrożona i wiem, że już nigdy nie będzie tak jak wcześniej.
W końcu w jej życiu pojawia się ktoś równie ważny, a może nawet ważniejszy ode mnie. Wcześniej byłyśmy zawsze razem i każdą wolną chwilę poświęcałyśmy na wspólne zakupy czy babskie wieczorki przy butelce dobrego wina. Teraz zapewne będziemy musiały, choć w pewnym stopniu ograniczyć te spotkania. Nie zmienia to jednak faktu, że jej szczęście zaczyna udzielać się również mi. Moja mała Madzia w końcu szczęśliwie się zakochała i to jest teraz najważniejsze. W drodze do centrum handlowego, postanawiam nieco podpytać o szczegóły ich planów na ten tydzień. Z uwagą słucham, jak opowiada o zabytkach, które chciałaby zwiedzić i pięknych plażach, do tej pory oglądanych jedynie w katalogach. Niewątpliwie wycieczka do Włoch jest spełnieniem jej marzeń. Uśmiecham się pod nosem, gdy nieśmiało wspomina też o rodzicach siatkarza, którzy mają się tam pojawić. Może się wydawać, że to wszystko dzieje się za szybko. Oboje się są już jednak dzieci, a dla niej to znak, że jest traktowana poważnie. Daje jej to pewność, pozwalającą na podjęcie ryzyka. Związek na odległość na pewno będzie dla nich trudnym doświadczeniem. Magda stwierdza jednak , że traktuje to jako pierwszą próbę ich uczucia. Nie chce rezygnować z swojego życia i pracy, by przeprowadzić się do niego. Wszystko to wiążę się dla niej zbyt dużym ryzykiem, na które nie jest jeszcze gotowa. Obie wiemy, że na wszystko przyjdzie jeszcze czas i wybieganie w przyszłość nie ma najmniejszego sensu. Najważniejsza jest teraźniejszość i tak długo wyczekiwane uczucie uczucie, które powoli zaczyna się pojawiać w jej życiu.
-
Przepraszam, że dopiero teraz ale walka z onetem skutecznie zniechęca mnie do dodawania odcinków. Szczerze powiedziawszy mam już dość tego śmiesznego portalu.
Pozdrawiam.
Dwadzieścia trzy
Niektórych
rzeczy nie da się ukryć. To oczywiste, że nie o wszystkim mówimy swoim
bliskim. Pewne sprawy chcemy zachować dla siebie i nie czujemy potrzeby aby informować ich o naszych problemach czy troskach. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że oni również je posiadają. Nie chcemy ich, więc
przygniatać własnymi sprawami, pozostawiając je wyłącznie dla siebie.
Wydaje nam się, że dbamy w ten sposób o resztki naszej prywatności.
Często jednak to
właśnie rzeczy owiane pewną dozą tajemniczości i niedostępności, stają
się dla naszych bliskich tymi najciekawszymi. Zaczynają, wtedy drążyć i wypytywać, choć nas często doprowadza to do szału. Nie chcemy i nie potrafimy, dzielić się z nimi pewnymi sferami naszego życia nawet, jeśli powinniśmy. Paradoksalnie jednak, im bardziej się przed tym bronimy, tym więcej informacji pozwalamy, im zdobyć. Nawet, jeśli to nie od nas bezpośrednio się tego dowiadują.
Otwieram drzwi budynku, wpuszczając Krzyśka do środka. Po kolejnym, wspólnym treningu stwierdził, że muszę się mu jakoś, za to odwdzięczyć. Dlatego też po dłuższej chwili zastanowienia, zdecydowaliśmy się na wspólny seans filmowy przy lampce dobrego wina. Uśmiecham się delikatnie, widząc z jakim zainteresowaniem Krzysiek ogląda wnętrze mojego, nowego domu. Urządzony w francuskim stylu jest odzwierciedleniem moich marzeń. Zwalanie się na głowę Pierr'a nie miało najmniejszego sensu, a tutaj czuje się, jak w domu. Wnętrza każdego pomieszczenia są niezwykle jasne, co daje uczucie ciepła i spokoju. Teraz to Pierre mieszka u mnie, gdy tylko pojawia się w Polsce. Ściągam buty i chwytając rękę Krzyśka, ciągnę go delikatnie w stronę salonu. Szybko pokazuje mu półkę z płytami i pozwalając wybrać któryś z filmów, znikam na chwilę w kuchni, by wrócić z przygotowanymi już przekąskami. Wyciągam też butelkę ulubionego wina i razem z kieliszkami, kładę je na szklanym stole. Igła śmieje się ze mnie, że biegam więcej niż na boisku, co komentuje jedynie cichym prychnięciem. Uśmiecham się jednak wesoło, gdy ciągnie mnie na kanapę tuż obok siebie, włączając nam pierwszy film. Przyzwyczaiłam się do jego towarzystwa i nie zamierzam tego przed nikim ukrywać. Razem z Sebastianem zajmują w moim życiu coraz więcej miejsca, nie pozwalając mi ani na chwilę samotności czy spokoju. Szczególnie w trakcie rozwodu i kilku rozpraw, okazali się dla mnie prawdziwym wsparciem. Oczywiście nie obyło się bez trudnych pytań, jednak do tej pory nie zdobyłam się na szczerą odpowiedź. Minęły już co prawda trzy miesiące, ale dla mnie to nadal zbyt świeża sprawa. Tym bardziej, że Damian nadal pojawia się w moim życiu. Nie jest już agresywny czy natarczywy. Zmienił taktykę i teraz za wszelką cenę stara się wzbudzić we mnie poczucie winy. Pewnie, by mu się to udało, gdyby nie obecność moich rodziców, Pierra i właśnie Krzyśka.
To dziwne, ale ostatnio zaczynam myśleć o, nim coraz więcej. Przez długi czas Igła był dla mnie wzorem do naśladowania i facetem, którego darzyłam sporą sympatią. Teraz jednak to wydaje się zmieniać i nie do końca potrafię nad tym panować. Nie chodzi tu oczywiście o miłość czy zauroczenie. Na, to jest za wcześnie, poza tym myśl o Iwonie, nie pozwala mi na coś takiego. Szczerze nie wyobrażam sobie, abym kiedykolwiek mogła zająć jej miejsce. Między nami pojawia się jednak jakiś dziwny, partnerski układ. Również, jeśli chodzi o Sebastiana i odebranie go ze szkoły czy kolegów. Często gotujemy też obiady czy jeździmy z młodym w jakieś fajne miejsca. Zdarza się też, że chłopczyk zostaje u mnie na noc i do późna gramy w coś razem. Strasznie to lubię i czuje się dziwnie, gdy w końcu zostaje sama. Wiem, że nie powinno tak być i bronię się przed tym jak mogę, ale obaj stają się dla mnie rodziną. Tą, o której tak długo marzyłam i, której Damian nie potrafił mi dać.
Przeciągam się na kanapie, bo plecy zaczynają mnie już boleć a powieki stają się coraz cięższe. Razem z Krzyśkiem obejrzeliśmy już chyba czwarty film i mamy już dość. Libero już na początku ostatniego, ledwo powstrzymywał się przed zaśnięciem. Uparcie jednak twierdził, że da radę, więc nie zamierzałam się sprzeciwiać. Do połowy jakoś daliśmy radę dotrwać, jednak później było już dużo gorzej. Mam dziwne wrażenie, że ostatnie pięć minut jakoś nie pasuje mi do reszty, więc pewnie część przespaliśmy. Niestety, ten film nie należał do najlepszych, mimo pozytywnych recenzji wielu krytyków. Podnoszę się wolno z kanapy, jednak Krzysiek chwyta mnie mocno za rękę, pociągając w dół. Wbijam w nieco z zaciekawieniem wzrok, by w ciągu kilku sekund zorientować się, o co mu chodzi. Zaciskając mocno palce na jej przegubie, wpatruje się intensywnie w moje przedramię, zdobione przez dość sporą bliznę. Jedyny ślad mojego urazu i obrzęku, który był jego wynikiem. Zagryzam mocno dolną wargę, wbijając wzrok w puchowy dywan. Nie chciałam nigdy mu o tym mówić czy pokazywać ją, domyślając się jaka może być reakcja Igły. Wtajemniczony przez Pierr'a w niektóre ciemne strony mojego małżeństwa, zawsze strasznie się denerwuje się na każde wspomnienie o Damianie. Wiem, że również teraz tak będzie, a ja nie będę potrafiła tego powstrzymać.
-Damian się nad tobą znęcał, prawda?-czuje jak chwyta mój podbródek i unosi go delikatnie do góry, tak aby spojrzeć mi w oczy. Przełykam cicho ślinę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Prawda jest zupełnie inna, niż komukolwiek może się wydawać. Będąc jedynie obserwatorem, nie można zrozumieć tego, co działo się, wtedy między nami. Jego złożonego i destrukcyjnego charakteru, który w pewnym momencie przejął nad, nim panowanie.
-Kochał za mocno, by się mną dzielić-odpieram spokojnie, wymuszając delikatny uśmiech. Nie chce i nie potrzebuje jego współczucia czy potępienia Damiana. Już dawno przestało mi na tym zależeć. Wieczne wracanie do tego co było nie ma już najmniejszego sensu. Wszystko to odchodzi powoli w zapomnienie, pozostawiając po sobie jedynie małe ślady. Tak jak owa blizna, przypominająca mi o jednym z jego ataków. Ona już zawsze będzie mi przypominała o, nim, choć dziś już niczego się nie boje. Czuje się bezpieczna w własnym domu i ludźmi, którzy mnie otaczają. Wiem, że oni nie pozwolą mu się do mnie zbliżyć. Zrobią niemal wszystko, abym mogła na nowo skupić się na własnej karierze i już na stałe wrócić do sportu.
Zaczynam się cicho śmiać, gdy przytula mnie mocno do siebie, niemal zgniatając mnie w swoim uścisku. Poluźniając go dopiero wtedy , gdy zaczynam się wyrywać, tłumacząc się brakiem tlenu. Nie pozwala mi się jednak odsunąć i obejmując mnie ramieniem, muska czule moje czoło. Zaskakuje mnie tym i w pierwszej chwili nie wiem za bardzo jak zareagować. Szybko jednak oddaje się sytuacji i układając się wygodnie w jego ramionach, zaczynam bawić się bransoletką. Dochodzi nawet do tego, że wbrew wcześniejszym obawom pozwalam Krzyśkowi drążyć temat mojego byłego małżeństwa. Odpowiadam na najtrudniejsze pytania, czując jak ogromny kamień spada mi z serca. Wiem, że mogę mu zaufać i powiedzieć mu dosłownie o wszystkim. Nawet o pewnych zdarzeniach, których wspomnienie dzieliła jedynie z Pierr'em. Stosując szantaż emocjonalny zmusiłam go do milczenia. Nawet nie chce myśleć reakcji ojca, gdyby się o tym dowiedział. Teraz także na Krzyśku wymuszam taką obietnicę i, chociaż na początku nie chce o tym słyszeć, w końcu się zgadza. Nie ma zresztą innego wyjścia. Chce wiedzieć o mnie jak najwięcej i doskonale wie, że tylko w taki sposób może to osiągnąć. Musi milczeć, choćby go krojono i rozrywano na strzępki. Jedynie nieliczni znają moją historię, a on wkraczając powoli w moje życie, musi stosować się do panujących w, nim zasad. Nawet, jeśli tak trudno mu to przychodzi i tak wiele czasu minie, zanim je zrozumie.
-
Powoli zbliżamy się do końca. Miało być nieco inaczej ale chyba się już wypaliłam. Chciałabym, bardzo bym chciała ale chyba nie potrafię już pisać. Ostatnio wiele rzeczy się zmieniło, również moje priorytety i pisanie zeszło na dalszy plan. Możliwe, że za jakiś czas to się zmieni. Tymczasem postaram się ostatnie rozdziały dodać nieco szybciej, tak żeby zdążyć jeszcze przed wakacjami.
Pozdrawiam.
Otwieram drzwi budynku, wpuszczając Krzyśka do środka. Po kolejnym, wspólnym treningu stwierdził, że muszę się mu jakoś, za to odwdzięczyć. Dlatego też po dłuższej chwili zastanowienia, zdecydowaliśmy się na wspólny seans filmowy przy lampce dobrego wina. Uśmiecham się delikatnie, widząc z jakim zainteresowaniem Krzysiek ogląda wnętrze mojego, nowego domu. Urządzony w francuskim stylu jest odzwierciedleniem moich marzeń. Zwalanie się na głowę Pierr'a nie miało najmniejszego sensu, a tutaj czuje się, jak w domu. Wnętrza każdego pomieszczenia są niezwykle jasne, co daje uczucie ciepła i spokoju. Teraz to Pierre mieszka u mnie, gdy tylko pojawia się w Polsce. Ściągam buty i chwytając rękę Krzyśka, ciągnę go delikatnie w stronę salonu. Szybko pokazuje mu półkę z płytami i pozwalając wybrać któryś z filmów, znikam na chwilę w kuchni, by wrócić z przygotowanymi już przekąskami. Wyciągam też butelkę ulubionego wina i razem z kieliszkami, kładę je na szklanym stole. Igła śmieje się ze mnie, że biegam więcej niż na boisku, co komentuje jedynie cichym prychnięciem. Uśmiecham się jednak wesoło, gdy ciągnie mnie na kanapę tuż obok siebie, włączając nam pierwszy film. Przyzwyczaiłam się do jego towarzystwa i nie zamierzam tego przed nikim ukrywać. Razem z Sebastianem zajmują w moim życiu coraz więcej miejsca, nie pozwalając mi ani na chwilę samotności czy spokoju. Szczególnie w trakcie rozwodu i kilku rozpraw, okazali się dla mnie prawdziwym wsparciem. Oczywiście nie obyło się bez trudnych pytań, jednak do tej pory nie zdobyłam się na szczerą odpowiedź. Minęły już co prawda trzy miesiące, ale dla mnie to nadal zbyt świeża sprawa. Tym bardziej, że Damian nadal pojawia się w moim życiu. Nie jest już agresywny czy natarczywy. Zmienił taktykę i teraz za wszelką cenę stara się wzbudzić we mnie poczucie winy. Pewnie, by mu się to udało, gdyby nie obecność moich rodziców, Pierra i właśnie Krzyśka.
To dziwne, ale ostatnio zaczynam myśleć o, nim coraz więcej. Przez długi czas Igła był dla mnie wzorem do naśladowania i facetem, którego darzyłam sporą sympatią. Teraz jednak to wydaje się zmieniać i nie do końca potrafię nad tym panować. Nie chodzi tu oczywiście o miłość czy zauroczenie. Na, to jest za wcześnie, poza tym myśl o Iwonie, nie pozwala mi na coś takiego. Szczerze nie wyobrażam sobie, abym kiedykolwiek mogła zająć jej miejsce. Między nami pojawia się jednak jakiś dziwny, partnerski układ. Również, jeśli chodzi o Sebastiana i odebranie go ze szkoły czy kolegów. Często gotujemy też obiady czy jeździmy z młodym w jakieś fajne miejsca. Zdarza się też, że chłopczyk zostaje u mnie na noc i do późna gramy w coś razem. Strasznie to lubię i czuje się dziwnie, gdy w końcu zostaje sama. Wiem, że nie powinno tak być i bronię się przed tym jak mogę, ale obaj stają się dla mnie rodziną. Tą, o której tak długo marzyłam i, której Damian nie potrafił mi dać.
Przeciągam się na kanapie, bo plecy zaczynają mnie już boleć a powieki stają się coraz cięższe. Razem z Krzyśkiem obejrzeliśmy już chyba czwarty film i mamy już dość. Libero już na początku ostatniego, ledwo powstrzymywał się przed zaśnięciem. Uparcie jednak twierdził, że da radę, więc nie zamierzałam się sprzeciwiać. Do połowy jakoś daliśmy radę dotrwać, jednak później było już dużo gorzej. Mam dziwne wrażenie, że ostatnie pięć minut jakoś nie pasuje mi do reszty, więc pewnie część przespaliśmy. Niestety, ten film nie należał do najlepszych, mimo pozytywnych recenzji wielu krytyków. Podnoszę się wolno z kanapy, jednak Krzysiek chwyta mnie mocno za rękę, pociągając w dół. Wbijam w nieco z zaciekawieniem wzrok, by w ciągu kilku sekund zorientować się, o co mu chodzi. Zaciskając mocno palce na jej przegubie, wpatruje się intensywnie w moje przedramię, zdobione przez dość sporą bliznę. Jedyny ślad mojego urazu i obrzęku, który był jego wynikiem. Zagryzam mocno dolną wargę, wbijając wzrok w puchowy dywan. Nie chciałam nigdy mu o tym mówić czy pokazywać ją, domyślając się jaka może być reakcja Igły. Wtajemniczony przez Pierr'a w niektóre ciemne strony mojego małżeństwa, zawsze strasznie się denerwuje się na każde wspomnienie o Damianie. Wiem, że również teraz tak będzie, a ja nie będę potrafiła tego powstrzymać.
-Damian się nad tobą znęcał, prawda?-czuje jak chwyta mój podbródek i unosi go delikatnie do góry, tak aby spojrzeć mi w oczy. Przełykam cicho ślinę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Prawda jest zupełnie inna, niż komukolwiek może się wydawać. Będąc jedynie obserwatorem, nie można zrozumieć tego, co działo się, wtedy między nami. Jego złożonego i destrukcyjnego charakteru, który w pewnym momencie przejął nad, nim panowanie.
-Kochał za mocno, by się mną dzielić-odpieram spokojnie, wymuszając delikatny uśmiech. Nie chce i nie potrzebuje jego współczucia czy potępienia Damiana. Już dawno przestało mi na tym zależeć. Wieczne wracanie do tego co było nie ma już najmniejszego sensu. Wszystko to odchodzi powoli w zapomnienie, pozostawiając po sobie jedynie małe ślady. Tak jak owa blizna, przypominająca mi o jednym z jego ataków. Ona już zawsze będzie mi przypominała o, nim, choć dziś już niczego się nie boje. Czuje się bezpieczna w własnym domu i ludźmi, którzy mnie otaczają. Wiem, że oni nie pozwolą mu się do mnie zbliżyć. Zrobią niemal wszystko, abym mogła na nowo skupić się na własnej karierze i już na stałe wrócić do sportu.
Zaczynam się cicho śmiać, gdy przytula mnie mocno do siebie, niemal zgniatając mnie w swoim uścisku. Poluźniając go dopiero wtedy , gdy zaczynam się wyrywać, tłumacząc się brakiem tlenu. Nie pozwala mi się jednak odsunąć i obejmując mnie ramieniem, muska czule moje czoło. Zaskakuje mnie tym i w pierwszej chwili nie wiem za bardzo jak zareagować. Szybko jednak oddaje się sytuacji i układając się wygodnie w jego ramionach, zaczynam bawić się bransoletką. Dochodzi nawet do tego, że wbrew wcześniejszym obawom pozwalam Krzyśkowi drążyć temat mojego byłego małżeństwa. Odpowiadam na najtrudniejsze pytania, czując jak ogromny kamień spada mi z serca. Wiem, że mogę mu zaufać i powiedzieć mu dosłownie o wszystkim. Nawet o pewnych zdarzeniach, których wspomnienie dzieliła jedynie z Pierr'em. Stosując szantaż emocjonalny zmusiłam go do milczenia. Nawet nie chce myśleć reakcji ojca, gdyby się o tym dowiedział. Teraz także na Krzyśku wymuszam taką obietnicę i, chociaż na początku nie chce o tym słyszeć, w końcu się zgadza. Nie ma zresztą innego wyjścia. Chce wiedzieć o mnie jak najwięcej i doskonale wie, że tylko w taki sposób może to osiągnąć. Musi milczeć, choćby go krojono i rozrywano na strzępki. Jedynie nieliczni znają moją historię, a on wkraczając powoli w moje życie, musi stosować się do panujących w, nim zasad. Nawet, jeśli tak trudno mu to przychodzi i tak wiele czasu minie, zanim je zrozumie.
-
Powoli zbliżamy się do końca. Miało być nieco inaczej ale chyba się już wypaliłam. Chciałabym, bardzo bym chciała ale chyba nie potrafię już pisać. Ostatnio wiele rzeczy się zmieniło, również moje priorytety i pisanie zeszło na dalszy plan. Możliwe, że za jakiś czas to się zmieni. Tymczasem postaram się ostatnie rozdziały dodać nieco szybciej, tak żeby zdążyć jeszcze przed wakacjami.
Pozdrawiam.
Dwadzieścia dwa
Przyjaźń jest bezcennym skarbem, który trudno jest zdobyć. Czasem wymaga od nas wielu wyrzeczeń i skazuje na cierpienie jednak warto się poświęcić, by zyskać kogoś, z kim będzie dzieliło się resztę swych dni. Jest ona najpiękniejszą rzeczą jaką możemy zaproponować drugiemu człowiekowi. Bezinteresownie powierzamy cząstkę siebie drugiej osobie, by razem z nią przeżywać wszystkie sukcesy czy niepowodzenia. Niektórzy uważają miłość za najważniejszą, lecz to właśnie przyjaźń jest najlepszą drogą do osiągnięciu w życiu szczęścia. Kiedy już uda nam się ją zdobyć, nic nie jest w stanie zniszczyć tej więzi powstałej między dwójką ludzi. Niewątpliwie jest również najskuteczniejszym lekiem na cierpienie nieszczęśliwej miłości. Nie ma, bowiem lepszego lekarstwa od wypłakania swych smutków na ramieniu tak bliskiej nam osoby, która już swoim towarzystwem potrafi przynieść nam ulgę. Tylko prawdziwy przyjaciel potrafi dać nam motywację do większych starań i pracy. Sprawić, że każdy dzień staje się walką o upragnione cele i sukcesy, które razem dzielimy.
Panującą na hali cieszę, przerywają regularne odbicia piłki od parkietu. Od kilkunastu minut za końcową linią boiska, zawzięcie walcząc z myślami. Staram się zmusić do przebicia piłki na drugą stronę, choćby flotem. Podrzucam ją nawet do góry, przygotowując się do serwu. Kiedy jednak nadchodzi moment uderzenia, cofam rękę, chwytając piłkę po odbiciu o parkiet. Pierre stara się być spokojny. Widzę jednak , że, ledwo powstrzymuje się przed kolejnym wybuchem. Specjalnie dla mnie wziął wolne w pracy i przyjechał tutaj, żeby się mną zająć. Niestety, mój pierwszy trening z piłką okazuje się być totalną klapą. Strach przed bólem i odnowieniem urazu jest silniejszy ode mnie. Nie docierają do mnie żadne argumenty i spokojne namowy do podjęcia ryzyka. W końcu zaczynają się groźby, choć i one nie robią na mnie większego wrażenia. Wzruszam jedynie ramionami, gdy po raz setny Pierre pyta jak zamierzam grać, nie mając żadnego kontaktu z piłką. Zrezygnowany rzuca, że musi na chwilę wyjść. Informując mnie przy okazji co mnie spotka, jeśli tylko ruszę się z miejsca. Wzdychając cicho, siadam na płycie boiska, obracając mikasę w dłoniach. Nigdy nie myślałam, że powrót będzie dla mnie tak ciężki. Nie liczyłam na to , że będzie łatwo i po pierwszym treningu z piłką wrócę do pełni formy. Zdawałam sobie sprawę z wszystkich trudności i ilości pracy, jaką muszę wykonać aby wrócić do gry. Nie sądziłam jednak , że największe trudności pojawią się na początku i myśl o kontakcie z piłką wywoła u mnie taką blokadę.
Kręcę z niedowierzaniem głową, gdy drzwi hali otwierają się i staje w nich Krzyś. Ubrany w swój klubowy strój, kieruje się wolno w moją stronę. Tuż za, nim oczywiście wchodzi Pierre. Dumny z siebie niczym paw, ciągnie za sobą wózek z piłkami, uśmiechają się do mnie szeroko. Jeśli to jego kolejny genialny pomysł, to ja odpadam. Obserwując rozgrzewkę Igły, zaczynam obmyślać plan ewakuacji. Krzysiek nie może być świadkiem mojej totalnej kompromitacji. Pierre widział już w moim wykonaniu różne rzeczy, więc kolejne upadki nie robią już na, nim żadnego wrażenia. Jako jeden z niewielu wie w jak kiepskiej formie jestem po urazach i jak ciężko odzyskać mi dawną dyspozycje. Igła, natomiast zazwyczaj widywał mnie w chwilach, gdy osiągałam szczyt swoich możliwości. Na wielkich turniejach, gdzie nie mogło być mowy o najmniejszych błędach z mojej strony, a każdy mój ruch był uważnie śledzony i analizowany. Teraz myśl o tym, że to się ma zmienić, napawa mnie przerażeniem. W końcu nie wiadomo jak zareaguje, gdy nic nie będzie mi wychodziło. Będzie się denerwował i próbował motywować jak Pierre, czy może wyśmieje mnie przy pierwszej lepszej okazji. Normalnie wiem, że Krzyś nie jest zdolny do czegoś takiego, lecz teraz to do mnie nie dociera. Nic nie mogę poradzić na to , że oczyma wyobraźni, widzę jak śmieje się ze mnie, wytykając palcami. Podnosząc się wolno z boiska, kieruje się wolno w stronę Pierr'a. Jestem gotowa błagać i obiecywać wszystko, co tylko zechce, bylebyśmy tylko zostali sami. On jednak wyciągając piłkę z wózka wychodzi mi naprzeciw i, kiedy zbliżamy się do siebie na wystarczającą odległość, chwyta mnie mocno za rękę, ustawiając za linią boiska.
Stojąc naprzeciw Krzyśka, czuje się co najmniej dziwnie. Tym bardziej, że on podchodzi to tego nadzwyczaj poważnie. Ja jednak ciągle mam poważne wątpliwości co do powodzenia tego planu. Kątem oka widzę, że Pierre zaczyna się już gotować. Bezradność doprowadza go wręcz do szału i niestety doskonale wiem do jakich rzeczy jest wówczas zdolny. Zagryzam mocno wargę, gdy przyciąga do mnie wózek i podrzuca mi pierwszą piłkę. Wystarczy tylko uderzyć. Dla mnie to jednak zbyt wiele i kończy się tak jak zawsze.
-Spróbuj, chociaż. Ręki Ci przecież nie urwie.-warczy do mnie, ostatkiem sił powstrzymując się od wybuchu. Spuszczam głowę i wbijam wzrok w parkiet, czując jak moje policzki zaczynają robić się czerwone. Zapewne, wyglądam teraz jak burak.-Krzysiu prezentuj prowokator. Jak to nie pomoże, to poddam się i wstąpię do zakonu.
Po tych słowach czuje jak kąciki moich ust mimowolnie unoszą się ku górze. Pierre podchodzi do mnie i prostując moje plecy, zmusza mnie bym spojrzała na Krzyśka. Dopiero teraz na jego śnieżnobiałej bluzce nadrukowane zdjęcie Damiana. Jedno z moich ulubionych, zrobione jeszcze na początku naszej znajomości. Wtedy nie miałam pojęcia, że związek z, nim okaże się jednym z największych błędów w moim życiu. Mrużąc delikatnie oczy, wyciągam z wózka mikasę. Odbijając ją parokrotnie, pierwszy raz odważam się spróbować serwu. Nie zniechęcam się też, gdy na początku piłka odbija się od słupka czy wpada w siatkę. Prowokowana przed Pierr'a do wyżycia się na 'Damianie' wkładam w uderzenie coraz więcej siły. Po wielu próbach udaje mi się przebić ją na drugą stronę, co niemal natychmiast zostaje nagrodzone pochwałami ze strony moich towarzyszy. Wiem, że mój postęp jak na razie jest minimalny. Teraz jednak nawet najmniejszy sukces sprawia mi mnóstwo radości, coraz bardziej przybliżając do upragnionego celu.
Czuje jak w moich oczach pojawiają się pierwsze łzy, gdy piłka regularnie przelatuje nad siatką, czasem nawet sprawiając Krzyśkowi trudności w przyjęciu. Jednak i on ma swoją szansę, na ukazanie swoich umiejętności w ataku. Pierre staje po drugiej stronie siatki, po każdym przyjęciu wystawiając mu piłkę. Obaj jednak nie dają z siebie wszystkiego. Pozwalają mi spokojnie pracować i nie wywierać na mnie presji. Szczególnie Krzysiek, który często ogranicza się jedynie do plasów na drugą stronę. Staram się co prawda nieco go prowokować i zmusić do nieco ostrzejszej gry. Widząc jednak jego opanowanie i spokój, szybko odpuszczam. Przez kolejne ćwiczenia i niewątpliwie obecność moich towarzyszy całkowicie tracę poczucie czasu. W końcu jednak zmęczenie daje o sobie znać. Wycieram twarz ręcznikiem i siadam na parkiecie, zabierając się za otwieranie wody. Chwile później dołączają do mnie Pierre i Krzysiek, siadając po obu moich stronach. Czuje ich wzrok na sobie, gdy za jednym razem pochłaniam prawie całą zawartość butelki. Uśmiechają się do nich delikatnie, w akcie podziękowania muskam ich policzki. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła bez tej dwójki. Obaj zrezygnowali ze swoich zajęć i planów, poświęcili swój czas, by pomóc mi w powrocie do sportu. Po raz kolejny udowodnili jak bardzo na mnie liczą i jak wspaniałymi są ludźmi. Bez nich prawdopodobnie nie byłoby mnie tutaj. Teraz muszę, im się teraz, za to odwdzięczyć. Pokazać, że zasługuje na zaufanie i wiarę, którą mnie obdarzyli.
Panującą na hali cieszę, przerywają regularne odbicia piłki od parkietu. Od kilkunastu minut za końcową linią boiska, zawzięcie walcząc z myślami. Staram się zmusić do przebicia piłki na drugą stronę, choćby flotem. Podrzucam ją nawet do góry, przygotowując się do serwu. Kiedy jednak nadchodzi moment uderzenia, cofam rękę, chwytając piłkę po odbiciu o parkiet. Pierre stara się być spokojny. Widzę jednak , że, ledwo powstrzymuje się przed kolejnym wybuchem. Specjalnie dla mnie wziął wolne w pracy i przyjechał tutaj, żeby się mną zająć. Niestety, mój pierwszy trening z piłką okazuje się być totalną klapą. Strach przed bólem i odnowieniem urazu jest silniejszy ode mnie. Nie docierają do mnie żadne argumenty i spokojne namowy do podjęcia ryzyka. W końcu zaczynają się groźby, choć i one nie robią na mnie większego wrażenia. Wzruszam jedynie ramionami, gdy po raz setny Pierre pyta jak zamierzam grać, nie mając żadnego kontaktu z piłką. Zrezygnowany rzuca, że musi na chwilę wyjść. Informując mnie przy okazji co mnie spotka, jeśli tylko ruszę się z miejsca. Wzdychając cicho, siadam na płycie boiska, obracając mikasę w dłoniach. Nigdy nie myślałam, że powrót będzie dla mnie tak ciężki. Nie liczyłam na to , że będzie łatwo i po pierwszym treningu z piłką wrócę do pełni formy. Zdawałam sobie sprawę z wszystkich trudności i ilości pracy, jaką muszę wykonać aby wrócić do gry. Nie sądziłam jednak , że największe trudności pojawią się na początku i myśl o kontakcie z piłką wywoła u mnie taką blokadę.
Kręcę z niedowierzaniem głową, gdy drzwi hali otwierają się i staje w nich Krzyś. Ubrany w swój klubowy strój, kieruje się wolno w moją stronę. Tuż za, nim oczywiście wchodzi Pierre. Dumny z siebie niczym paw, ciągnie za sobą wózek z piłkami, uśmiechają się do mnie szeroko. Jeśli to jego kolejny genialny pomysł, to ja odpadam. Obserwując rozgrzewkę Igły, zaczynam obmyślać plan ewakuacji. Krzysiek nie może być świadkiem mojej totalnej kompromitacji. Pierre widział już w moim wykonaniu różne rzeczy, więc kolejne upadki nie robią już na, nim żadnego wrażenia. Jako jeden z niewielu wie w jak kiepskiej formie jestem po urazach i jak ciężko odzyskać mi dawną dyspozycje. Igła, natomiast zazwyczaj widywał mnie w chwilach, gdy osiągałam szczyt swoich możliwości. Na wielkich turniejach, gdzie nie mogło być mowy o najmniejszych błędach z mojej strony, a każdy mój ruch był uważnie śledzony i analizowany. Teraz myśl o tym, że to się ma zmienić, napawa mnie przerażeniem. W końcu nie wiadomo jak zareaguje, gdy nic nie będzie mi wychodziło. Będzie się denerwował i próbował motywować jak Pierre, czy może wyśmieje mnie przy pierwszej lepszej okazji. Normalnie wiem, że Krzyś nie jest zdolny do czegoś takiego, lecz teraz to do mnie nie dociera. Nic nie mogę poradzić na to , że oczyma wyobraźni, widzę jak śmieje się ze mnie, wytykając palcami. Podnosząc się wolno z boiska, kieruje się wolno w stronę Pierr'a. Jestem gotowa błagać i obiecywać wszystko, co tylko zechce, bylebyśmy tylko zostali sami. On jednak wyciągając piłkę z wózka wychodzi mi naprzeciw i, kiedy zbliżamy się do siebie na wystarczającą odległość, chwyta mnie mocno za rękę, ustawiając za linią boiska.
Stojąc naprzeciw Krzyśka, czuje się co najmniej dziwnie. Tym bardziej, że on podchodzi to tego nadzwyczaj poważnie. Ja jednak ciągle mam poważne wątpliwości co do powodzenia tego planu. Kątem oka widzę, że Pierre zaczyna się już gotować. Bezradność doprowadza go wręcz do szału i niestety doskonale wiem do jakich rzeczy jest wówczas zdolny. Zagryzam mocno wargę, gdy przyciąga do mnie wózek i podrzuca mi pierwszą piłkę. Wystarczy tylko uderzyć. Dla mnie to jednak zbyt wiele i kończy się tak jak zawsze.
-Spróbuj, chociaż. Ręki Ci przecież nie urwie.-warczy do mnie, ostatkiem sił powstrzymując się od wybuchu. Spuszczam głowę i wbijam wzrok w parkiet, czując jak moje policzki zaczynają robić się czerwone. Zapewne, wyglądam teraz jak burak.-Krzysiu prezentuj prowokator. Jak to nie pomoże, to poddam się i wstąpię do zakonu.
Po tych słowach czuje jak kąciki moich ust mimowolnie unoszą się ku górze. Pierre podchodzi do mnie i prostując moje plecy, zmusza mnie bym spojrzała na Krzyśka. Dopiero teraz na jego śnieżnobiałej bluzce nadrukowane zdjęcie Damiana. Jedno z moich ulubionych, zrobione jeszcze na początku naszej znajomości. Wtedy nie miałam pojęcia, że związek z, nim okaże się jednym z największych błędów w moim życiu. Mrużąc delikatnie oczy, wyciągam z wózka mikasę. Odbijając ją parokrotnie, pierwszy raz odważam się spróbować serwu. Nie zniechęcam się też, gdy na początku piłka odbija się od słupka czy wpada w siatkę. Prowokowana przed Pierr'a do wyżycia się na 'Damianie' wkładam w uderzenie coraz więcej siły. Po wielu próbach udaje mi się przebić ją na drugą stronę, co niemal natychmiast zostaje nagrodzone pochwałami ze strony moich towarzyszy. Wiem, że mój postęp jak na razie jest minimalny. Teraz jednak nawet najmniejszy sukces sprawia mi mnóstwo radości, coraz bardziej przybliżając do upragnionego celu.
Czuje jak w moich oczach pojawiają się pierwsze łzy, gdy piłka regularnie przelatuje nad siatką, czasem nawet sprawiając Krzyśkowi trudności w przyjęciu. Jednak i on ma swoją szansę, na ukazanie swoich umiejętności w ataku. Pierre staje po drugiej stronie siatki, po każdym przyjęciu wystawiając mu piłkę. Obaj jednak nie dają z siebie wszystkiego. Pozwalają mi spokojnie pracować i nie wywierać na mnie presji. Szczególnie Krzysiek, który często ogranicza się jedynie do plasów na drugą stronę. Staram się co prawda nieco go prowokować i zmusić do nieco ostrzejszej gry. Widząc jednak jego opanowanie i spokój, szybko odpuszczam. Przez kolejne ćwiczenia i niewątpliwie obecność moich towarzyszy całkowicie tracę poczucie czasu. W końcu jednak zmęczenie daje o sobie znać. Wycieram twarz ręcznikiem i siadam na parkiecie, zabierając się za otwieranie wody. Chwile później dołączają do mnie Pierre i Krzysiek, siadając po obu moich stronach. Czuje ich wzrok na sobie, gdy za jednym razem pochłaniam prawie całą zawartość butelki. Uśmiechają się do nich delikatnie, w akcie podziękowania muskam ich policzki. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła bez tej dwójki. Obaj zrezygnowali ze swoich zajęć i planów, poświęcili swój czas, by pomóc mi w powrocie do sportu. Po raz kolejny udowodnili jak bardzo na mnie liczą i jak wspaniałymi są ludźmi. Bez nich prawdopodobnie nie byłoby mnie tutaj. Teraz muszę, im się teraz, za to odwdzięczyć. Pokazać, że zasługuje na zaufanie i wiarę, którą mnie obdarzyli.
-
Wstęp do rozdziału napisałam do tego dotyczącego Francuzów. Kiedy jednak
napisałam inny, o typowo męskiej przyjaźni, ten mi został i prawdę
mówiąc szkoda mi go było usuwać. Więc właściwie pod ten wstęp powstał
odcinek. Szczerze powiedziawszy nie mam co do niego zdania. Ostatnio nie
mam głowy i czasu do pisania. Wiem, tylko że chwiałabym kiedyś napisać coś ambitnego, przez co będę mogła jeszcze bardziej się rozwinąć. Nie wiem tylko czy
kiedykolwiek mi się to uda. Póki co myślę jedynie o napisaniu tych
kilku odcinków. Mam nadzieje, że razem jakoś dotrwamy do końca.Pozdrawiam
Dwadzieścia jeden
Poczucie winy towarzyszy w życiu każdego z nas, a wyrzuty sumienia to
normalne doświadczenie dla wielu z nas. Mogą być one dla nas bodźcem,
bolesnym wstrząsem pobudzającym nas do zmian. Pomagają nam przyznać się
przed sobą i innymi, że postąpiliśmy źle. Dzięki, nim uczymy się na własnych błędach, wyciągając z błędnych zachowań wnioski. Nigdy nie cofamy się w przeszłości, by uświadomić sobie, jak wiele błędów popełniliśmy. Robimy, to by na zdobytych doświadczeniach w podobnej sytuacji postąpić, inaczej. Uniknąć powstałych, wtedy nieporozumień i cierpienia. Wyrzuty sumienia są konsekwencją pewnych czynów. Często, gdy kogoś zranimy, nawet nieświadomie jest nam z tym później źle. Zaczynają nad dręczyć myśli, przez, które
nie potrafimy normalnie funkcjonować. Po jakimś czasie zaczynamy
dostrzegać błędy w swoim postępowaniu i jak najszybciej chcemy je
naprawić. 'Normalne' poczucie winy jest więc czymś normalnym. Czymś
co pozwala ciągle uczyć się i wyciągać wnioski z własnych przeżyć. Czymś
co pozwala nam stać się lepszymi ludźmi.
Zabawa powoli dobiega końca. Zmęczone i zadowolone maluchy zaczynają opuszczać halę pod nadzorem swoich opiekunów. Uśmiecham się ciepło, kiedy jedna z dziewczynek podbiega do mnie i przytulając się mocno, dziękuje za wszystko. Schylając się delikatnie muskam oba jej policzki, po czym wskazuję jej Magdę jako pomysłodawczynię i organizatorkę całej imprezy. Dziewczyna odrywa się ode mnie i w podskokach biegnie w kierunku szatynki, już po chwili ginąc w jej serdecznym uścisku. Obie wymieniają jeszcze kilka zdań, by roześmiać się serdecznie, kierując się razem w stronę opiekunki dziewczynki. Uważnie ją obserwuje, kiedy kobieta w średnim wieku pomaga jej ubrać żółty sweterek i chwytając małą za rękę, powoli wyprowadza z hali. Dziewczynka odwraca się tuż przed drzwiami, machając do mnie, co też szybko odwzajemniam. Ciepło jakie wypełnia teraz moje ciało jest nie do opisania. Widząc ich radość i zapał do zabawy, wiem, że wszystko, co robimy ma sens. Dzieciaki nabierają tutaj niesamowitej energii i zaczynają wierzyć, że ich powrót do zdrowia jest możliwy. Otwierają się przed nami, wpuszczając nas do swojego świata. Obdarzają nas ogromnym zaufaniem a my możemy jedynie zrobić wszystko aby ich nie zawieść.
Zaczynam się mimowolnie śmiać, czując jak ktoś obejmuje mnie w pasie i podnosząc do góry, zaczyna obracać się wokół własnej osi. Moje nogi zaczynają swobodnie falować w powietrzu, a włosy oplatają szyje twarz. Wirujemy tak do czasu, aż mojemu 'napastnikowi' nie zaczyna kręcić się w głowie. Zaczynamy obracać się coraz wolniej, aż w końcu stajemy. Chwiejąc się jeszcze na nogach, chwytam mocno jego rękę, ciągnąc za sobą w stronę drewnianych trybun. Siadamy na najniższej z nich, a ja opieram delikatnie głowę na jego ramieniu, przymykając delikatnie oczy. Jestem wykończona. Cały dzień w takim zamieszaniu i hałasie, daje teraz o sobie znać. Najchętniej wskoczyłabym teraz do ciepłego łóżka i porządnie wyspała. Czeka nas jednak jeszcze mnóstwo czasu. Musimy posprzątać całą halę, położyć nasze dzieciaki do łóżek i zająć się dokumentami. Ostatnio nieco zaniedbałam papierkową pracę, co teraz się na mnie odbija. Dziś przez nie czeka mnie ciężka noc w gabinecie. Podnoszę głowę czując jak Krzysiek obejmuje mnie ramieniem, przyciągając mnie nieco do siebie. Tak, to on niespodziewanie na mnie napadł. Ostatnio coraz częściej zdobywa się na takie gesty. Oczywiście to nic wielkiego, choć wcześniej nigdy się tak nie zachowywał wobec mnie. W przeciągu ostatnich tygodni wiele się jednak między nami zmieniło. Właściwie to wciąż się zmienia. Wciąż się do siebie zbliżamy. Niemal codziennie rozmawiamy, poznając się z nieco innej strony. Przede wszystkim spędzamy w trójkę mnóstwo czasu. Staramy się poświęcać całą uwagę Sebastianowi, żeby przez cały czas czuł się potrzebny i kochany. Mały potrzebuje tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Igła korzystając z tego, że tak dobrze dogaduje się z młodym, często mi go podrzucam, kiedy sam nie może się, nim zająć. Ciągle powtarza, że sama tego chciałam, tak się nimi zajmując. Dla mnie naturalnie to czysta przyjemność, a czas spędzony z Sebastianem jest dla mnie czymś fantastycznym. Czasem tylko czuje się przy nich dziwnie. Nie chcę, by ktokolwiek myślał, że próbuje zająć miejsce Iwony. Wiem jednak , że czasem to tak wygląda. Ludzie znają sytuację z gazet czy relacji innych i oceniają. Widząc jak nieraz na mnie patrzą, sama zaczynam zastanawiać się czy na pewno powinnam być tak blisko. Może lepiej po prostu odpuścić. Pozwolić, by zaczęli wszystko od nowa już beze mnie. Są wystarczająco silni, by poradzić sobie beze mnie. Zagryzam dolną wargę, wbijając wzrok w Krzyśka. Brunet uważnie obserwuje Sebastiana nadal biegającego po sali za piłką i dopiero po dłuższej chwili odwraca głowę w moją stronę, uśmiechając się przy tym szeroko.
-Mam wyrzuty sumienia-wymrukuje po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w jego tęczówki i zastanawiania nad tym czy w ogóle powinnam zaczynać ten temat.
-Okradłaś kogoś, zabiłaś, a może zgwałciłaś i porzuciłaś?-Krzyś uśmiecha się jeszcze szerzej, o ile to możliwe, mierzwiąc moją grzywkę.
-Tak, Ciebie. Nie mów mi, że nie pamiętasz?-unoszę delikatnie jedną brew, przyglądając mu się uważnie. Ledwo powstrzymuje się przed wybuchem śmiechu, gdy robi smutną minę, kręcąc głową niczym małe dziecko.-Żałuj teraz w takim razie. Co to była za noc, nawet sobie nie wyobrażasz co się działo.
-Wiesz, tak naprawdę to jeszcze nic straconego. Dzisiaj wieczorem u mnie? Odwiozę tylko młodego do babci, żeby nikt nam nie przeszkadzał.-wyszeptuje, oglądając się na boki tak jakby bał się, że ktoś może usłyszeć naszą rozmowę. W pierwszej chwili staram się jeszcze zachować powagę. Widząc jednak jak sam powstrzymuje się od tego, by nie wybuchnąć śmiechem, czuję jak kąciki moich ust mimowolnie wyginają się mimowolnie.
-Pomarzyć to sobie możesz.-uśmiecham się złośliwie, odpychając go od siebie delikatnie. Spuszczam głowę i wbijam wzrok w dłonie, słysząc jego wesoły śmiech. Uwielbiam, gdy to robi. Przez ten krótki czas zdążyłam się już przyzwyczaić i polubić te jego wybuchy radości. Mam jednak wrażenie, że tym razem nieco przesadziliśmy. Pozwoliliśmy sobie na zbyt wiele, a a ja zaczynam czuć się dość dziwnie. Zagryzam delikatnie dolną wargę, wyginając palce dłoni-Wiesz, o co mi chodziło.
-Tak musiało być-muska delikatnie mój policzek, zeskakując z trybun. Wymuszam delikatny uśmiech, odprowadzając go wzrokiem. Przyglądam mu się z uwagą, gdy razem z Sebastianem zaczyna odbijać piłkę na jednej z części boiska. Każdego dnia zauważam między nimi coraz bardziej podobieństw. Niemal ten sam sposób poruszania, gesty czy charakter. Widać też jak bardzo Krzysiek jest ważny dla Sebastiana. Chłopiec cały czas szuka z, nim kontaktu, domaga się bliskości i robi wszystko, by cały czas być w centrum jego zainteresowania. Jest niesamowity. Otoczony ludźmi, którzy go kochają, wydaje się być zupełnie normalnym dzieciakiem bez większych zmartwień. Ostatnio coraz rzadziej pozwala sobie na chwile słabości. Wydaje się, że powoli zaczyna godzić się z nową sytuacją.
-
Długo zastanawiałam się nad sensem dodawania tego odcinka. Napisany ponad dwa miesiące temu przestał mi nagle pasować do całości, choć jeszcze niedawno należał do jednego z moich ulubionych. Ostatnio jednak wiele się zmieniło, w tym ja i moje podejście do wielu spraw. Wydaje mi się, że pisanie przychodzi mi coraz trudniej. Ten odcinek przedłuża nieco opowiadanie, a ja zyskam dzięki temu nieco więcej czasu na napisanie jeszcze czegokolwiek.
Pozdrawiam.
Zabawa powoli dobiega końca. Zmęczone i zadowolone maluchy zaczynają opuszczać halę pod nadzorem swoich opiekunów. Uśmiecham się ciepło, kiedy jedna z dziewczynek podbiega do mnie i przytulając się mocno, dziękuje za wszystko. Schylając się delikatnie muskam oba jej policzki, po czym wskazuję jej Magdę jako pomysłodawczynię i organizatorkę całej imprezy. Dziewczyna odrywa się ode mnie i w podskokach biegnie w kierunku szatynki, już po chwili ginąc w jej serdecznym uścisku. Obie wymieniają jeszcze kilka zdań, by roześmiać się serdecznie, kierując się razem w stronę opiekunki dziewczynki. Uważnie ją obserwuje, kiedy kobieta w średnim wieku pomaga jej ubrać żółty sweterek i chwytając małą za rękę, powoli wyprowadza z hali. Dziewczynka odwraca się tuż przed drzwiami, machając do mnie, co też szybko odwzajemniam. Ciepło jakie wypełnia teraz moje ciało jest nie do opisania. Widząc ich radość i zapał do zabawy, wiem, że wszystko, co robimy ma sens. Dzieciaki nabierają tutaj niesamowitej energii i zaczynają wierzyć, że ich powrót do zdrowia jest możliwy. Otwierają się przed nami, wpuszczając nas do swojego świata. Obdarzają nas ogromnym zaufaniem a my możemy jedynie zrobić wszystko aby ich nie zawieść.
Zaczynam się mimowolnie śmiać, czując jak ktoś obejmuje mnie w pasie i podnosząc do góry, zaczyna obracać się wokół własnej osi. Moje nogi zaczynają swobodnie falować w powietrzu, a włosy oplatają szyje twarz. Wirujemy tak do czasu, aż mojemu 'napastnikowi' nie zaczyna kręcić się w głowie. Zaczynamy obracać się coraz wolniej, aż w końcu stajemy. Chwiejąc się jeszcze na nogach, chwytam mocno jego rękę, ciągnąc za sobą w stronę drewnianych trybun. Siadamy na najniższej z nich, a ja opieram delikatnie głowę na jego ramieniu, przymykając delikatnie oczy. Jestem wykończona. Cały dzień w takim zamieszaniu i hałasie, daje teraz o sobie znać. Najchętniej wskoczyłabym teraz do ciepłego łóżka i porządnie wyspała. Czeka nas jednak jeszcze mnóstwo czasu. Musimy posprzątać całą halę, położyć nasze dzieciaki do łóżek i zająć się dokumentami. Ostatnio nieco zaniedbałam papierkową pracę, co teraz się na mnie odbija. Dziś przez nie czeka mnie ciężka noc w gabinecie. Podnoszę głowę czując jak Krzysiek obejmuje mnie ramieniem, przyciągając mnie nieco do siebie. Tak, to on niespodziewanie na mnie napadł. Ostatnio coraz częściej zdobywa się na takie gesty. Oczywiście to nic wielkiego, choć wcześniej nigdy się tak nie zachowywał wobec mnie. W przeciągu ostatnich tygodni wiele się jednak między nami zmieniło. Właściwie to wciąż się zmienia. Wciąż się do siebie zbliżamy. Niemal codziennie rozmawiamy, poznając się z nieco innej strony. Przede wszystkim spędzamy w trójkę mnóstwo czasu. Staramy się poświęcać całą uwagę Sebastianowi, żeby przez cały czas czuł się potrzebny i kochany. Mały potrzebuje tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Igła korzystając z tego, że tak dobrze dogaduje się z młodym, często mi go podrzucam, kiedy sam nie może się, nim zająć. Ciągle powtarza, że sama tego chciałam, tak się nimi zajmując. Dla mnie naturalnie to czysta przyjemność, a czas spędzony z Sebastianem jest dla mnie czymś fantastycznym. Czasem tylko czuje się przy nich dziwnie. Nie chcę, by ktokolwiek myślał, że próbuje zająć miejsce Iwony. Wiem jednak , że czasem to tak wygląda. Ludzie znają sytuację z gazet czy relacji innych i oceniają. Widząc jak nieraz na mnie patrzą, sama zaczynam zastanawiać się czy na pewno powinnam być tak blisko. Może lepiej po prostu odpuścić. Pozwolić, by zaczęli wszystko od nowa już beze mnie. Są wystarczająco silni, by poradzić sobie beze mnie. Zagryzam dolną wargę, wbijając wzrok w Krzyśka. Brunet uważnie obserwuje Sebastiana nadal biegającego po sali za piłką i dopiero po dłuższej chwili odwraca głowę w moją stronę, uśmiechając się przy tym szeroko.
-Mam wyrzuty sumienia-wymrukuje po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w jego tęczówki i zastanawiania nad tym czy w ogóle powinnam zaczynać ten temat.
-Okradłaś kogoś, zabiłaś, a może zgwałciłaś i porzuciłaś?-Krzyś uśmiecha się jeszcze szerzej, o ile to możliwe, mierzwiąc moją grzywkę.
-Tak, Ciebie. Nie mów mi, że nie pamiętasz?-unoszę delikatnie jedną brew, przyglądając mu się uważnie. Ledwo powstrzymuje się przed wybuchem śmiechu, gdy robi smutną minę, kręcąc głową niczym małe dziecko.-Żałuj teraz w takim razie. Co to była za noc, nawet sobie nie wyobrażasz co się działo.
-Wiesz, tak naprawdę to jeszcze nic straconego. Dzisiaj wieczorem u mnie? Odwiozę tylko młodego do babci, żeby nikt nam nie przeszkadzał.-wyszeptuje, oglądając się na boki tak jakby bał się, że ktoś może usłyszeć naszą rozmowę. W pierwszej chwili staram się jeszcze zachować powagę. Widząc jednak jak sam powstrzymuje się od tego, by nie wybuchnąć śmiechem, czuję jak kąciki moich ust mimowolnie wyginają się mimowolnie.
-Pomarzyć to sobie możesz.-uśmiecham się złośliwie, odpychając go od siebie delikatnie. Spuszczam głowę i wbijam wzrok w dłonie, słysząc jego wesoły śmiech. Uwielbiam, gdy to robi. Przez ten krótki czas zdążyłam się już przyzwyczaić i polubić te jego wybuchy radości. Mam jednak wrażenie, że tym razem nieco przesadziliśmy. Pozwoliliśmy sobie na zbyt wiele, a a ja zaczynam czuć się dość dziwnie. Zagryzam delikatnie dolną wargę, wyginając palce dłoni-Wiesz, o co mi chodziło.
-Tak musiało być-muska delikatnie mój policzek, zeskakując z trybun. Wymuszam delikatny uśmiech, odprowadzając go wzrokiem. Przyglądam mu się z uwagą, gdy razem z Sebastianem zaczyna odbijać piłkę na jednej z części boiska. Każdego dnia zauważam między nimi coraz bardziej podobieństw. Niemal ten sam sposób poruszania, gesty czy charakter. Widać też jak bardzo Krzysiek jest ważny dla Sebastiana. Chłopiec cały czas szuka z, nim kontaktu, domaga się bliskości i robi wszystko, by cały czas być w centrum jego zainteresowania. Jest niesamowity. Otoczony ludźmi, którzy go kochają, wydaje się być zupełnie normalnym dzieciakiem bez większych zmartwień. Ostatnio coraz rzadziej pozwala sobie na chwile słabości. Wydaje się, że powoli zaczyna godzić się z nową sytuacją.
-
Długo zastanawiałam się nad sensem dodawania tego odcinka. Napisany ponad dwa miesiące temu przestał mi nagle pasować do całości, choć jeszcze niedawno należał do jednego z moich ulubionych. Ostatnio jednak wiele się zmieniło, w tym ja i moje podejście do wielu spraw. Wydaje mi się, że pisanie przychodzi mi coraz trudniej. Ten odcinek przedłuża nieco opowiadanie, a ja zyskam dzięki temu nieco więcej czasu na napisanie jeszcze czegokolwiek.
Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)