wtorek, 31 lipca 2012

Dziesięć

Wciąż nasilający się szmer tuż za drzwiami mojego pokoju, zaczyna mnie powoli drażnić, potęgując przy tym wręcz nieznośny ból głowy. Z niezadowoleniem naciągam kołdrę na głowę, skręcając się w kłębek. Życie byłoby jednak zbyt piękne, gdybym miała choć chwilę spokoju na odpoczynek. Wzdycham cicho, gdy drzwi pomieszczenia otwierają się gwałtownie a po chwili łóżko ugina się delikatnie pod ciężarem drugiego ciała. Niepewnie wychylam głowę spod materiału, starając się otworzyć zaspane oczy. Promienie słoneczne przedzierające się przez zasłonę, zaczynają nieprzyjemnie drażnić moje powieki. Podnoszę się więc leniwie z łóżka, kierując się w stronę okna i zasuwam ciemne rolety przez co w pomieszczeniu zaczyna panować przyjemny półmrok. Z ulgą zajmuje wcześniejsze miejsce, kładąc tym razem poduszkę i głowę na kolanach mężczyzny. Pierre, który zaserwował mi dzisiaj tak piękną pobudkę zaczyna się jedynie cicho śmiać, delikatnie przeczesując moje zakręcone włosy.
-Umieram Pierre-zagarniam za ucho kosmyk niesfornych włosów, z trudem wypowiadając kolejne słowa.-W mojej głowie odbywa się prawdziwy wyścig słoni z rydwanami przy akompaniamencie orkiestry symfonicznej.
-Trzeba było wczoraj tyle nie pić-odpiera ze spokojem.
-I kto to mówi-wymuszam delikatny, ironiczny uśmiech, podnosząc się delikatnie.-Kiedy my zaczynałyśmy, Ty byłeś już w połowie drogi do raju.
-Kwestia doświadczenia-przyznaje z rozbrajającym uśmiechem. Co jak co, ale tego niestety nie mogę mu odebrać. Wieczorem w trojkę dość ostro świętowaliśmy rozpad mojego małżeństwa i chociaż impreza zakończyła się kilka godzin temu Pierre wygląda jak nowo narodzony. Widocznie alkohol paradoksalnie działa na niego dobrze.-Teraz moja droga wstań i doprowadź się jakoś do porządku, bo Krzysiek czeka już na Ciebie od dobrej godziny.
-Krzysiek? Jaki znowu Krzysiek?-zaczynam drapać się po głowie, starając się przypomnieć coś z wczorajszego wieczora czy nawet późnego popołudnia.
-Ignaczak, Igła, siatkarz, Polski libero. Spotkałaś go w fundacji, takim dużym budynku do którego prawie codziennie jeździsz. Budynek to obiekt..-wielka poduszka przyciśnięta do jego twarzy, skutecznie uniemożliwia mu dokończenie zdania.
-Powiedz mu, że wyjdę za 15 minut.
-Czyli za godzinę i 15 minut-stwierdza z ironicznym uśmiechem, kierując się szybko w stronę drzwi. Gdy tylko za nimi znika, krótką ciszę przerywa ponowny wybuch jego śmiechu. Ten człowiek doprowadzi mnie kiedyś do załamania nerwowego.

W miarę szybko doprowadzam się do dość znośnego stanu, wciskając się w jeden z klubowych dresów i związując włosy w kitkę. Jedynie podkrążone i lekko zaczerwienione oczy zdradzają mój autentyczny stan. Muszę przyznać, że jest to dla mnie pewnego rodzaju nauczka. W świecie sportu wszyscy starają się raczej unikać alkoholu, a przynajmniej ograniczać w miarę możliwości.  Szczerze powiedziawszy od zawsze stanowiło to dla mnie pewną trudność a słabość do naszego czerwonego wina, najlepszego zresztą w Europie niestety należy do jednej z największych moich wad. Oddając się jej od czasu do czasu, zazwyczaj następnego dnia przechodzę prawdziwe piekło. Dziś również nie jest ze mną najlepiej.
Wolno otwieram drzwi pokoju, przekraczając drzwi naszego salonu. Krzysiek siedzi na kanapie zanosząc się śmiechem zapewne przez siedzącego obok Pierr'a, który opowiada coś mocno przy tym gestykulując.
-Przeszkadzam?-pytam cicho, starając się za wszelką cenę utrzymać na nogach choć wszystko dookoła zaczyna wirować mi przed oczami. Przecieram je szybko dłonią, kierując się wolno w ich stronę.
-Żartujesz prawda?-Krzysiek uśmiecha się do mnie ciepło, wskazując miejsce tuż obok siebie. Kiwam niepewnie głową na znak potwierdzenia, opadając ciężko na kanapę i opieram głowę na jego ramieniu.-Magda wspominała mi ostatnio, że nie jest z Tobą najlepiej. Nie myślałem jednak, że jest aż tak źle.
-Dzięki Krzysiu. Zawsze wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć.-uśmiecham się nikle, podnosząc ze stolika kilka dokumentów, które mi przyniósł.-Zejdźmy jednak ze mnie i zajmijmy się Sebkiem.
Mrużę delikatnie oczy, śledząc uważnie każdy wykres i liczby a także dodatkowe informacje opracowane przez naszych specjalistów. Często przeprowadzane badania pozwalają nam na bieżąco śledzić stan Sebastiana i jego zmiany Umożliwia nam to podejmowanie szybkich i odpowiednich decyzji dotyczących dalszego leczenia.
-Patrząc na najnowsze badania mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jest naprawdę dobrze.-unoszę delikatnie wzrok, wbijając go w tęczówki Krzyśka. Do tej pory pełne niepewności, powoli nabierają blasku. Widać jak bardzo potrzebował tej wiadomości. Przede wszystkim wiarygodnej i pewnej, która daję mu dodatkową siłę do walki.-Ostatni rezonans nie ukazał nam żadnych nieprawidłowości w zakresie tkanek i kości. Dalej stosujemy sztuczną wentylację, która ma zaskakująco dobry wpływ na stan Sebastiana. Podajemy również leki wspomagające układ krążenia, podtrzymujemy procesy oddychania i żywienia a przede wszystkim staramy się wyrównać zaburzenia metaboliczne. Dbamy też by małego nie zaatakowała żadna infekcja choć myślę, że jest to mało prawdopodobne. Jest silnym chłopcem i cały czas walczy. Muszę co prawda porozmawiać jeszcze ze sztabem jednak wydaje mi się, że Sebastian już niedługo do nas wróci.

W pierwszej chwili Krzysiek chyba nie może do końca uwierzyć w to, co usłyszał. Wpatruje się we mnie cicho i dopiero gdy uśmiecham się do niego ciepło jak gdyby na potwierdzenie wypowiedzianych słów, przytula mnie z całych sił. Nie powiem, że nie jest to przyjemne choć towarzyszący mi ból głowy skutecznie uniemożliwia mi całkowite dzielenie tej radości z Krzysiem. Zaczynam się cicho śmiać gdy dociska mnie jeszcze mocniej do swojego ciała, choć jeszcze przed chwilą wydawało mi się to wręcz niemożliwe. Uśmiecham się delikatnie do Pierr'a i zgodnie kiwamy głowami. Moje zadanie zostało dzisiaj wykonane. Mimo tych wszystkich nieszczęść, które go ostatnio spotkały, nie poddał się. Walczył jak to ma w swojej naturze, trwając dzielnie przy swoim synu. Wydaje się, że teraz ta walka zostaje doceniona a jego wysiłki powoli wynagradzane. Może nie tak to sobie wszystko wyobrażał jednak mam nadzieje, że niedługo szczęście już na stałe ponownie zawita w  jego domu.

-
Staczam się. Wydaje mi się, że z każdym odcinkiem jest coraz gorzej i słabiej. Wyjdzie pewnie, że znowu marudzę i narzekam ale od jakiegoś czasu nie mogę pozbyć się tego uczucia. Choć szczerze powiedziawszy to nie jest mój największy problem.

Jaka Laković
totalnie zawrócił mi w głowie i chociaż o koszykówce wiem jedynie podstawowe rzeczy to coraz bardziej mnie wciąga. W mojej głowie powstał też chory pomysł na coś całkowicie nowego. Oczywiście nie obędzie się też bez siatkówki. Gdzieś tam tworzą się pierwsze odcinki dlatego możliwe, że nie będzie to moje ostatnie opowiadanie jak miałam to w planach. Jeśli wypali to może pomęczycie się ze mną trochę dłużej. Chociaż wciąż zastanawiam się czy to ma w ogóle jakiś sens.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz