Wciąż nasilający
się szmer tuż za drzwiami mojego pokoju, zaczyna mnie powoli drażnić,
potęgując przy tym wręcz nieznośny ból głowy. Z niezadowoleniem naciągam
kołdrę na głowę, skręcając się w kłębek. Życie byłoby jednak zbyt
piękne, gdybym miała choć chwilę spokoju na odpoczynek. Wzdycham cicho,
gdy drzwi pomieszczenia otwierają się gwałtownie a po chwili łóżko ugina
się delikatnie pod ciężarem drugiego ciała. Niepewnie wychylam głowę
spod materiału, starając się otworzyć zaspane oczy. Promienie słoneczne
przedzierające się przez zasłonę, zaczynają nieprzyjemnie drażnić moje
powieki. Podnoszę się więc leniwie z łóżka, kierując się w stronę okna i
zasuwam ciemne rolety przez co w pomieszczeniu zaczyna panować
przyjemny półmrok. Z ulgą zajmuje wcześniejsze miejsce, kładąc tym razem
poduszkę i głowę na kolanach mężczyzny. Pierre, który zaserwował mi
dzisiaj tak piękną pobudkę zaczyna się jedynie cicho śmiać, delikatnie
przeczesując moje zakręcone włosy.
-Umieram Pierre-zagarniam za ucho
kosmyk niesfornych włosów, z trudem wypowiadając kolejne słowa.-W mojej
głowie odbywa się prawdziwy wyścig słoni z rydwanami przy
akompaniamencie orkiestry symfonicznej.
-Trzeba było wczoraj tyle nie pić-odpiera ze spokojem.
-I
kto to mówi-wymuszam delikatny, ironiczny uśmiech, podnosząc się
delikatnie.-Kiedy my zaczynałyśmy, Ty byłeś już w połowie drogi do raju.
-Kwestia
doświadczenia-przyznaje z rozbrajającym uśmiechem. Co jak co, ale tego
niestety nie mogę mu odebrać. Wieczorem w trojkę dość ostro
świętowaliśmy rozpad mojego małżeństwa i chociaż impreza zakończyła się
kilka godzin temu Pierre wygląda jak nowo narodzony. Widocznie alkohol
paradoksalnie działa na niego dobrze.-Teraz moja droga wstań i doprowadź
się jakoś do porządku, bo Krzysiek czeka już na Ciebie od dobrej
godziny.
-Krzysiek? Jaki znowu Krzysiek?-zaczynam drapać się po
głowie, starając się przypomnieć coś z wczorajszego wieczora czy nawet
późnego popołudnia.
-Ignaczak, Igła, siatkarz, Polski libero.
Spotkałaś go w fundacji, takim dużym budynku do którego prawie
codziennie jeździsz. Budynek to obiekt..-wielka poduszka przyciśnięta do
jego twarzy, skutecznie uniemożliwia mu dokończenie zdania.
-Powiedz mu, że wyjdę za 15 minut.
-Czyli
za godzinę i 15 minut-stwierdza z ironicznym uśmiechem, kierując się
szybko w stronę drzwi. Gdy tylko za nimi znika, krótką ciszę przerywa
ponowny wybuch jego śmiechu. Ten człowiek doprowadzi mnie kiedyś do
załamania nerwowego.
W miarę szybko doprowadzam się do dość
znośnego stanu, wciskając się w jeden z klubowych dresów i związując
włosy w kitkę. Jedynie podkrążone i lekko zaczerwienione oczy zdradzają
mój autentyczny stan. Muszę przyznać, że jest to dla mnie pewnego
rodzaju nauczka. W świecie sportu wszyscy starają się raczej unikać
alkoholu, a przynajmniej ograniczać w miarę możliwości. Szczerze
powiedziawszy od zawsze stanowiło to dla mnie pewną trudność a słabość
do naszego czerwonego wina, najlepszego zresztą w Europie niestety
należy do jednej z największych moich wad. Oddając się jej od czasu do
czasu, zazwyczaj następnego dnia przechodzę prawdziwe piekło. Dziś
również nie jest ze mną najlepiej.
Wolno otwieram drzwi pokoju,
przekraczając drzwi naszego salonu. Krzysiek siedzi na kanapie zanosząc
się śmiechem zapewne przez siedzącego obok Pierr'a, który opowiada coś
mocno przy tym gestykulując.
-Przeszkadzam?-pytam cicho, starając się
za wszelką cenę utrzymać na nogach choć wszystko dookoła zaczyna
wirować mi przed oczami. Przecieram je szybko dłonią, kierując się wolno
w ich stronę.
-Żartujesz prawda?-Krzysiek uśmiecha się do mnie
ciepło, wskazując miejsce tuż obok siebie. Kiwam niepewnie głową na znak
potwierdzenia, opadając ciężko na kanapę i opieram głowę na jego
ramieniu.-Magda wspominała mi ostatnio, że nie jest z Tobą najlepiej.
Nie myślałem jednak, że jest aż tak źle.
-Dzięki Krzysiu. Zawsze
wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć.-uśmiecham się nikle, podnosząc ze
stolika kilka dokumentów, które mi przyniósł.-Zejdźmy jednak ze mnie i
zajmijmy się Sebkiem.
Mrużę delikatnie oczy, śledząc uważnie każdy
wykres i liczby a także dodatkowe informacje opracowane przez naszych
specjalistów. Często przeprowadzane badania pozwalają nam na bieżąco
śledzić stan Sebastiana i jego zmiany Umożliwia nam to podejmowanie
szybkich i odpowiednich decyzji dotyczących dalszego leczenia.
-Patrząc
na najnowsze badania mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jest naprawdę
dobrze.-unoszę delikatnie wzrok, wbijając go w tęczówki Krzyśka. Do tej
pory pełne niepewności, powoli nabierają blasku. Widać jak bardzo
potrzebował tej wiadomości. Przede wszystkim wiarygodnej i pewnej, która
daję mu dodatkową siłę do walki.-Ostatni rezonans nie ukazał nam
żadnych nieprawidłowości w zakresie tkanek i kości. Dalej stosujemy
sztuczną wentylację, która ma zaskakująco dobry wpływ na stan
Sebastiana. Podajemy również leki wspomagające układ krążenia,
podtrzymujemy procesy oddychania i żywienia a przede wszystkim staramy
się wyrównać zaburzenia metaboliczne. Dbamy też by małego nie
zaatakowała żadna infekcja choć myślę, że jest to mało prawdopodobne.
Jest silnym chłopcem i cały czas walczy. Muszę co prawda porozmawiać
jeszcze ze sztabem jednak wydaje mi się, że Sebastian już niedługo do
nas wróci.
W pierwszej chwili Krzysiek chyba nie może do końca
uwierzyć w to, co usłyszał. Wpatruje się we mnie cicho i dopiero gdy
uśmiecham się do niego ciepło jak gdyby na potwierdzenie wypowiedzianych
słów, przytula mnie z całych sił. Nie powiem, że nie jest to przyjemne
choć towarzyszący mi ból głowy skutecznie uniemożliwia mi całkowite
dzielenie tej radości z Krzysiem. Zaczynam się cicho śmiać gdy dociska
mnie jeszcze mocniej do swojego ciała, choć jeszcze przed chwilą
wydawało mi się to wręcz niemożliwe. Uśmiecham się delikatnie do Pierr'a
i zgodnie kiwamy głowami. Moje zadanie zostało dzisiaj wykonane. Mimo
tych wszystkich nieszczęść, które go ostatnio spotkały, nie poddał się.
Walczył jak to ma w swojej naturze, trwając dzielnie przy swoim synu.
Wydaje się, że teraz ta walka zostaje doceniona a jego wysiłki powoli
wynagradzane. Może nie tak to sobie wszystko wyobrażał jednak mam
nadzieje, że niedługo szczęście już na stałe ponownie zawita w jego
domu.
-
Staczam się. Wydaje mi się, że z każdym odcinkiem jest
coraz gorzej i słabiej. Wyjdzie pewnie, że znowu marudzę i narzekam ale
od jakiegoś czasu nie mogę pozbyć się tego uczucia. Choć szczerze
powiedziawszy to nie jest mój największy problem.
Jaka Laković
totalnie zawrócił mi w głowie i chociaż o koszykówce wiem jedynie
podstawowe rzeczy to coraz bardziej mnie wciąga. W mojej głowie powstał
też chory pomysł na coś całkowicie nowego. Oczywiście nie obędzie się
też bez siatkówki. Gdzieś tam tworzą się pierwsze odcinki dlatego
możliwe, że nie będzie to moje ostatnie opowiadanie jak miałam to w
planach. Jeśli wypali to może pomęczycie się ze mną trochę dłużej.
Chociaż wciąż zastanawiam się czy to ma w ogóle jakiś sens.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz