Poprawiam skrawek
materiału, podciągając tym samym kołdrę pod samą szyję chłopca.
Odgarniam włosy z jego czoła i nie mogąc się powstrzymać, składam na nim
delikatny pocałunek. Przez
ułamek sekundy wydaje mi się, że uśmiecha się delikatnie choć zdaje
sobie sprawę iż jest to niemożliwe. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Z
doświadczenia wiem, że lepiej jest poczekać niż podwójnie cierpieć po
przedwczesnym sukcesie. Życie jest zbyt brutalne. Mały zbyt słaby by
narażać go na możliwe komplikacje po wczesnym przebudzenia a Krzyśka na
dodatkowe nerwy. Stan Sebastiana polepsza się z każdą chwilą i to jest
teraz najważniejsze. Poprawiam mu rączkę, która zwisa bezwładnie koło
łóżka i kładę ją delikatnie obok jego ciała. Siadam na skraju łóżka, nie
odrywając ani na chwilę wzroku od chłopca. Wygląda tak słodko i
niewinnie a dodatkowo jest strasznie podobny do Igły. Chwytam jego
drugą, zimną rączkę i ściskam ją mocno, pragnąc dodać mu choć trochę
ciepła nawet jeśli go nie czuje. Tego nigdy nie możemy być pewni. W
takich chwilach zawsze ważna jest obecność kogoś ważnego, kto jest i
czeka tylko na przebudzenie by po wszystkich trudnych chwilach, znów
przytulić swą pociechę.
-Zawsze
jesteś taka nadopiekuńcza w stosunku do swoich pacjentów?-brunet
zaczyna dość poważnie choć po chwili zaczyna się śmiać, widząc jak znowu
poprawiam małemu kołdrę.
-Nie moja wina, że cały czas się
podwija.-mruczę cicho, lekko zdenerwowana przez kawałek, niesfornego
materiału.-Nie mogę się po prostu powstrzymać żeby nie poprawiać im
poduszek, kołder, włosów. Przynajmniej tyle mogę dla nich zrobić.
Widzisz nie jestem chyba takim egoistycznym potworem jak ktoś kiedyś o
mnie powiedział.-uśmiecham się wesoło, patrząc na niego znacząco.
Krzysiek mruży delikatnie oczy, przyglądając mi się uważnie. Zaczynamy
wchodzić na dość grząski grunt, ale nie mogę się powstrzymać by się z
nim nie podroczyć.
-To nie tak, to-zamyśla się na chwilkę, szukając
najwyraźniej najlepszego wytłumaczenia. Po chwili uśmiecha się szeroko,
wyraźnie zadowolony z siebie-wszystko wina Kadzia.
-Wstydziłbyś się tak zwalać winę na kolegę. Łukasz
nie będzie zadowolony kiedy się o tym dowie.-uśmiecham się złośliwie,
widząc jego minę.- Swoją drogą przy wyjściu powiedziałam mu, że
wpadniesz do niego za godzinę więc możesz się już powoli zbierać.
-Nigdzie
się nie ruszam.-ucina krótko, wyraźnie wyprowadzony z równowagi. Wiem,
że nie lubi kiedy coś mu się narzuca jednak nie odpuszczę tak łatwo.
Przesiadywanie tutaj całymi dniami zbyt wiele nie zmieni w tej sytuacji a
chwila odpoczynku zarówno fizycznego jak i psychicznego jest w tej
chwili bezcenna. Oczywiście Krzysiek jest zbyt uparty, żeby tak po
prostu odpuścić i przyznać mi rację. Nie wspominając już o tym żeby
chociaż na chwilę pojechał odświeżyć się do domu. Naturalnie ja także
nie zamierzam rezygnować i prędzej czy później wypchnę go stąd choćby
siłą. Wiem, że z jego perspektywy wygląda to tak jakbym starała się go
pozbyć za wszelką cenę jednak za jakiś czas zrozumie, że wszystko robię
dla jego dobra.
-W tej chwili proszę wymaszerować albo wyprowadzę
Cię siłą.-stwierdzam twardo, czekając spokojnie na ewentualny wybuch z
jego strony. Krzysiek dość niechętnie odwraca głowę w moją stronę,
wbijając wzrok w moje oczy. Zaciskam delikatnie dłonie, próbując zebrać
w sobie odwagę na potwierdzenie swych słów. W końcu jestem jako
pozornie słaba i delikatna istota, nie mam zbyt wielkich szans w
prawdziwym starciu.-Nie żartuje, nawet jeśli będę musiała wyciągnąć Cię
za nogę. Wpadniesz do Kadzia, później zabierzesz Iwonkę na romantyczną
kolacje a jutro widzimy się tutaj. Jeśli nie chcesz zrobić tego dla
mnie, zrób to dla Sebastiana.
Mały wydaje się być odpowiednią
motywacją dla Krzyśka. Wiem, że nie powinnam go w ten sposób
wykorzystywać ale w tej chwili tylko to zagranie miało szanse
powodzenia. Uśmiecham się delikatnie, kiedy podnosi się z wolno z fotela
i pochyla nad malcem by musnąć na pożegnanie jego czoło. Podchodzi
następnie do mnie i kładzie delikatnie dłoń na moim ramieniu, nie
odrywając wzroku od syna. Domyślam się jak trudne jest dla niego to
pożegnanie, nawet jeśli jutro znów go zobaczy. Pewnie gdyby mógł
siedziałby tu całymi dniami lecz tak nie można. Musi przecież w końcu
zacząć w miarę normalnie żyć. Znaleźć sobie odskocznię, która pozwoli mu
choć na chwilę oderwać myśli od wszystkich problemów. Oczywiście nigdy
nie jest to łatwe jednak wiem, że ma mnóstwo przyjaciół, którzy na pewno
pomogą mu nieco odpocząć i doprowadzić do formy.
-Już nigdy nie zabiorę Iwony na kolacje.-stwierdza cicho, kierując się wolno w stronę wyjścia z sali.
-Pokłóciliście
się?-pytam niepewnie, odwracając się w jego stronę. Wiem, że nie jest
to moja sprawa ale ogromna ciekawość robi swoje.
-Iwona nie żyje,
zginęła w wypadku.-odwraca się do mnie tuż przed progiem pomieszczenia.
Na darmo jednak szukać u niego jakiegokolwiek poruszenia, załamania czy
łez. Mówi to jakby chodziło o coś normalnego, co nie wzbudza w nim
żadnych emocji. Możliwe, że jest to jeszcze efektem szoku jakiego
niewątpliwie doznał. Powoli zaczynam zastanawiać się nad psychologiem
dla niego choć z przeforsowaniem tego pomysłu może być ciężko. Krzysiek
wymusza ledwo dostrzegalny uśmiech, wskazując na Sebastiana.-Opiekuj się
nim dobrze.
Nim dochodzi do mnie cały sens jego wypowiedzi,
Krzyśka już nie ma. Wbijam wzrok w lekko zarumienioną twarz chłopca,
czując jak pierwsza łza spływa wolno po moim policzku. Dopiero teraz
dochodzi do mnie dlaczego tak bardzo nie chce wracać do domu i każdą
wolną chwilę spędza albo przy małym, albo u mnie. Ich pierwszy dom,
urządzony w większości przez Iwonę jeszcze do niedawna miejsce, które
dawało im tyle szczęścia. Teraz zostały jedynie wspomnienia przed,
którymi Krzysiek widocznie stara się uciec. Choć wydaje się to
niemożliwe. Iwona zawsze będzie przy nim i Sebastianie. W każdym
wspomnieniu i chwili, na boisku, w kuchni, na imprezie czy spacerze. Nie
wspominając już nawet o ich synu, którego zawsze będzie częścią.
Również teraz na pewno patrzy na niego z góry. Wierze, że nie pozwoli mu
odejść. W końcu Krzysiek ma teraz tylko jego. Oczywiście są również
przyjaciele jednak to nigdy nie jest to samo. Każdy ma swoje problemy i
nawet chociaż stara się pomóc, zrozumieć to nigdy uda mu się to do
końca. Nawet najbliższy przyjaciel nie zastąpi nikomu prawdziwej
rodziny. Mimo wszystkich starć i nieporozumień, jest ona czymś
niezwykłym. Łączy ludzi nierozerwalną nicią, która pozwala im budować
wspólne życie na porozumieniu i poczuciu wspólnego bezpieczeństwa.
Dzięki niej obdarzamy drugich ludzi bezinteresowną miłością, która
nadaje nowy sens naszemu życiu. Wyzwala w nas nieznane dotąd uczucia i
poczucie odpowiedzialności za pozostałych członków rodziny. Bez niej
nasze istnienie byłoby jedynie krótkim, nic nie znaczącym epizodem, o
którym za jakiś czas już nikt by nie pamiętał. Wzdycham cicho, mocno
chwytając chłopca za rękę. W tej chwili walka o jego życie nabiera
całkowicie nowego znaczenia.
-
Nie mam już na nic siły.
Szkoła zaczyna mnie wykańczać psychicznie i chociaż zbyt wiele nauki
jeszcze nie mamy to mam dość. Nic mi się nie chce, nawet na pisanie nie
mam ochoty i zaczyna mnie to odpychać jednak mam nadzieje, że za jakiś
czas to się zmieni. Zastanawiam się nad małą przerwą ale nic nie jest
jeszcze pewne. Sprawdzałam kilka razy powyższy odcinek i starałam się w
miarę możliwości poprawić błędy ale znając życie pewnie coś przeoczyłam
dlatego jeśli coś zauważycie piszcie. W przyszłości postaram się
zwrócić na to większą uwagę.
Chwilami wciąż nie mogę uwierzyć w
sukces chłopaków. Co prawda do końca wierzyłam, że uda im się obronić
złoty medal jednak brąz w tej sytuacji na pewno jest ogromnym sukcesem.
Żałuje jedynie, że Krzyś nie został najlepszym libero imprezy. Może nie
był najlepszy w statystykach jednak jeśli chodzi o serce i wole walki to
inni nie sięgają mu do pięt.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz