wtorek, 31 lipca 2012

Siedem

Poprawiam skrawek materiału, podciągając tym samym kołdrę pod samą szyję chłopca. Odgarniam włosy z jego czoła i nie mogąc się powstrzymać, składam na nim delikatny pocałunek. Przez ułamek sekundy wydaje mi się, że uśmiecha się delikatnie choć zdaje sobie sprawę iż jest to niemożliwe. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Z doświadczenia wiem, że lepiej jest poczekać niż podwójnie cierpieć po przedwczesnym sukcesie. Życie jest zbyt brutalne. Mały zbyt słaby by narażać go na możliwe komplikacje po wczesnym przebudzenia a Krzyśka na dodatkowe nerwy. Stan Sebastiana polepsza się z każdą chwilą i to jest teraz najważniejsze. Poprawiam mu rączkę, która zwisa bezwładnie koło łóżka i kładę ją delikatnie obok jego ciała. Siadam na skraju łóżka, nie odrywając ani na chwilę wzroku od chłopca. Wygląda tak słodko i niewinnie a dodatkowo jest strasznie podobny do Igły. Chwytam jego drugą, zimną rączkę i ściskam ją mocno, pragnąc dodać mu choć trochę ciepła nawet jeśli go nie czuje. Tego nigdy nie możemy być pewni. W takich chwilach zawsze ważna jest obecność kogoś ważnego, kto jest i czeka tylko na przebudzenie by po wszystkich trudnych chwilach, znów przytulić swą pociechę.

-Zawsze jesteś taka nadopiekuńcza w stosunku do swoich pacjentów?-brunet zaczyna dość poważnie choć po chwili zaczyna się śmiać, widząc jak znowu poprawiam małemu kołdrę.
-Nie moja wina, że cały czas się podwija.-mruczę cicho, lekko zdenerwowana przez kawałek, niesfornego materiału.-Nie mogę się po prostu powstrzymać żeby nie poprawiać im poduszek, kołder, włosów. Przynajmniej tyle mogę dla nich zrobić. Widzisz nie jestem chyba takim egoistycznym potworem jak ktoś kiedyś o mnie powiedział.-uśmiecham się wesoło, patrząc na niego znacząco. Krzysiek mruży delikatnie oczy, przyglądając mi się uważnie. Zaczynamy wchodzić na dość grząski grunt, ale nie mogę się powstrzymać by się z nim nie podroczyć.
-To nie tak, to-zamyśla się na chwilkę, szukając najwyraźniej najlepszego wytłumaczenia. Po chwili uśmiecha się szeroko, wyraźnie zadowolony z siebie-wszystko wina  Kadzia.
-Wstydziłbyś się tak zwalać winę na kolegę. Łukasz
nie będzie zadowolony kiedy się o tym dowie.-uśmiecham się złośliwie, widząc jego minę.- Swoją drogą przy wyjściu powiedziałam mu, że wpadniesz do niego za godzinę więc możesz się już powoli zbierać.
-Nigdzie się nie ruszam.-ucina krótko, wyraźnie wyprowadzony z równowagi. Wiem, że nie lubi kiedy coś mu się narzuca jednak nie odpuszczę tak łatwo. Przesiadywanie tutaj całymi dniami zbyt wiele nie zmieni w tej sytuacji a chwila odpoczynku zarówno fizycznego jak i psychicznego jest w tej chwili bezcenna. Oczywiście Krzysiek jest zbyt uparty, żeby tak po prostu odpuścić i przyznać mi rację. Nie wspominając już o tym żeby chociaż na chwilę pojechał odświeżyć się do domu. Naturalnie ja także nie zamierzam rezygnować i prędzej czy później wypchnę go stąd choćby siłą. Wiem, że z jego perspektywy wygląda to tak jakbym starała się go pozbyć za wszelką cenę jednak za jakiś czas zrozumie, że wszystko robię dla jego dobra.
-W tej chwili proszę wymaszerować albo wyprowadzę Cię siłą.-stwierdzam twardo, czekając spokojnie na ewentualny wybuch z jego strony. Krzysiek dość niechętnie odwraca głowę w moją stronę, wbijając wzrok w moje oczy.  Zaciskam delikatnie dłonie, próbując zebrać w sobie odwagę na potwierdzenie swych słów. W końcu jestem jako pozornie słaba i delikatna istota, nie mam zbyt wielkich szans w prawdziwym starciu.-Nie żartuje, nawet jeśli będę musiała wyciągnąć Cię za nogę. Wpadniesz do Kadzia, później zabierzesz Iwonkę na romantyczną kolacje a jutro widzimy się tutaj. Jeśli nie chcesz zrobić tego dla mnie, zrób to dla Sebastiana.

Mały wydaje się być odpowiednią motywacją dla Krzyśka. Wiem, że nie powinnam go w ten sposób wykorzystywać ale w tej chwili tylko to zagranie miało szanse powodzenia. Uśmiecham się delikatnie, kiedy podnosi się z wolno z fotela i pochyla nad malcem by musnąć na pożegnanie jego czoło. Podchodzi następnie do mnie i kładzie delikatnie dłoń na moim ramieniu, nie odrywając wzroku od syna. Domyślam się jak trudne jest dla niego to pożegnanie, nawet jeśli jutro znów go zobaczy. Pewnie gdyby mógł siedziałby tu całymi dniami lecz tak nie można. Musi przecież w końcu zacząć w miarę normalnie żyć. Znaleźć sobie odskocznię, która pozwoli mu choć na chwilę oderwać myśli od wszystkich problemów. Oczywiście nigdy nie jest to łatwe jednak wiem, że ma mnóstwo przyjaciół, którzy na pewno pomogą mu nieco odpocząć i doprowadzić do formy.
-Już nigdy nie zabiorę Iwony na kolacje.-stwierdza cicho, kierując się wolno w stronę wyjścia z sali.
-Pokłóciliście się?-pytam niepewnie, odwracając się w jego stronę. Wiem, że nie jest to moja sprawa ale ogromna ciekawość robi swoje.
-Iwona nie żyje, zginęła w wypadku.-odwraca się do mnie tuż przed progiem pomieszczenia. Na darmo jednak szukać u niego jakiegokolwiek poruszenia, załamania czy łez. Mówi to jakby chodziło o coś normalnego, co nie wzbudza w nim żadnych emocji. Możliwe, że jest to jeszcze efektem szoku jakiego niewątpliwie doznał. Powoli zaczynam zastanawiać się nad psychologiem dla niego choć z przeforsowaniem tego pomysłu może być ciężko. Krzysiek wymusza ledwo dostrzegalny uśmiech, wskazując na Sebastiana.-Opiekuj się nim dobrze.

Nim dochodzi do mnie cały sens jego wypowiedzi, Krzyśka już nie ma. Wbijam wzrok w lekko zarumienioną twarz chłopca, czując jak pierwsza łza spływa wolno po moim policzku. Dopiero teraz dochodzi do mnie dlaczego tak bardzo nie chce wracać do domu i każdą wolną chwilę spędza albo przy małym, albo u mnie. Ich pierwszy dom, urządzony w większości przez Iwonę jeszcze do niedawna miejsce, które dawało im tyle szczęścia. Teraz zostały jedynie wspomnienia przed, którymi Krzysiek widocznie stara się uciec. Choć wydaje się to niemożliwe. Iwona zawsze będzie przy nim i Sebastianie. W każdym wspomnieniu i chwili, na boisku, w kuchni, na imprezie czy spacerze. Nie wspominając już nawet o ich synu, którego zawsze będzie częścią.  Również teraz na pewno patrzy na niego z góry. Wierze, że nie pozwoli mu odejść. W końcu Krzysiek ma teraz tylko jego.  Oczywiście są również przyjaciele jednak to nigdy nie jest to samo. Każdy ma swoje problemy i nawet chociaż stara się pomóc, zrozumieć to nigdy uda mu się to do końca. Nawet najbliższy przyjaciel nie zastąpi nikomu prawdziwej rodziny. Mimo wszystkich starć i nieporozumień, jest ona czymś niezwykłym. Łączy ludzi nierozerwalną nicią, która pozwala im budować wspólne życie na porozumieniu i poczuciu wspólnego bezpieczeństwa. Dzięki niej obdarzamy drugich ludzi bezinteresowną miłością, która nadaje nowy sens naszemu życiu. Wyzwala w nas nieznane dotąd uczucia i poczucie odpowiedzialności za pozostałych członków rodziny. Bez niej nasze istnienie byłoby jedynie krótkim, nic nie znaczącym epizodem, o którym za jakiś czas już nikt by nie pamiętał. Wzdycham cicho, mocno chwytając chłopca za rękę. W tej chwili walka o jego życie nabiera całkowicie nowego znaczenia.

-
Nie mam już na nic siły. Szkoła zaczyna mnie wykańczać psychicznie i chociaż zbyt wiele nauki jeszcze nie mamy to mam dość. Nic mi się nie chce, nawet na pisanie nie mam ochoty i zaczyna mnie to odpychać jednak mam nadzieje, że za jakiś czas to się zmieni.  Zastanawiam się nad małą przerwą ale nic nie jest jeszcze pewne. Sprawdzałam kilka razy powyższy odcinek i starałam się w miarę możliwości poprawić błędy ale znając życie pewnie coś przeoczyłam dlatego jeśli coś zauważycie piszcie.  W przyszłości postaram się zwrócić na to większą uwagę.
  Chwilami wciąż nie mogę uwierzyć w sukces chłopaków. Co prawda do końca wierzyłam, że uda im się obronić złoty medal jednak brąz w tej sytuacji na pewno jest ogromnym sukcesem. Żałuje jedynie, że Krzyś nie został najlepszym libero imprezy. Może nie był najlepszy w statystykach jednak jeśli chodzi o serce i wole walki to inni nie sięgają mu do pięt.

Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz