Każdy z nas dąży do jakiegoś celu, chce coś w życiu osiągnąć. Może być to nauka języków obcych, kariera piosenkarki, aktorki czy sportowca. Droga do sukcesu jest jednak
bardzo trudna, a los często rzuca nam pod nogi kłody, sprawdzając naszą
cierpliwość i wytrwałość. Musimy pokonać tak wiele przeciwności,
którymi często bywają nasze własne wady. Nie każdy gotowy jest na tak
wielkie poświęcenia mimo początkowego zapału, który nas ogarnia. Staramy
się osiągnąć sukcesy jak najmniejszym nakładam własnych sił, wierząc
jedynie w własne szczęście. Ufamy, że nadal będzie przy nas i pomoże
nam w dojściu na szczyt. Jednak jest ono jedynie małą cząstką, która
może nam pomóc w w tej drodze. Wszystko zależy wyłącznie od nas i od
wyrzeczeń jakie jesteśmy w stanie znieść. Wyznaczając sobie cel naszego
życia, musimy być również gotowi również na nie. Nie wszystko, bowiem jest tak kolorowe i piękne jak na początku nam się wydaje.
Głośne
pukanie do drzwi, skutecznie wyrywa mnie ze snu. Wyginając się leniwie
w stronę małej szafki nocnej, końcami palców chwytając telefon. Wytężam
mocno wzrok, wbijając wzrok w wyświetlacz urządzenia i zegarek,
wskazujący dokładnie godzinę szóstą. Z niedowierzaniem przecieram oczy,
przeciągając się i poprawiając koszulkę. Niechętnie podnosząc się z
łóżka i wyrywając z uścisku Samika i Pierr'a, kieruje się powoli w
stronę drzwi. Po drodze staram się także ominąć Huberta i Stefcia
śpiących na podłodze. Wczoraj owa czwórka zawitała do mnie, by świętować swoją przegraną. Lew i Samik jakimś cudem wdrapali się na łóżko. Niestety,
Henno i Antiga nie dali rady, poddając się po pierwszym nieudanym
podejściu. Łóżko okazało się za wysokim poziomem dla tej dwójki. Obaj
musieli, więc zadowolić się miękkim dywanem,kocem i poduszkami, które, im
podarowałam. Po przejściu tego pola minowego i dotarciu do drzwi,
oddycham z ulgą. Mam nadzieje, że ktoś ma naprawdę ważną sprawę albo
chyba wyjdę z siebie. Powieki wciąż mi się kleją, a nogi jak na złość
odmawiają posłuszeństwa, uginając się pod ciężarem ciała. W ostatniej
chwili chwytam mocno klamkę, przylegając do drewnianej powierzchni
ciałem, by
tylko uchronić się przed upadkiem. Wzdycham cicho, starając się stanąć o
własnych siłach i delikatnie uchylam drzwi, wyglądając na korytarz.
Niemal wbija mnie w podłogę, kiedy ukazuje mi się postać ojca i drugiego Pierr'a. Przez moment stoję nieruchomo, przyglądając się, im cicho. Kogo jak kogo, ale
ich nie spodziewałam się tutaj zobaczyć o tej porze. Lavelle wciska mi w
ręce dres, wskazując następnie głową na drzwi od łazienki. Posyłam, im lekko zdezorientowane spojrzenie jednak
nie otrzymując od nich odpowiedzi, znikam szybko za drzwiami
pomieszczenia. Nie mam pojęcia co wymyślili i tak naprawdę chyba nie
chcę nawet wiedzieć. Z moją ręką jest już naprawdę dobrze, więc znając ich doskonałe pomysły, rzucą mnie pewnie na głęboką wodę, by jak najszybciej przywrócić mnie do gry. Właściwie powinnam się z tego cieszyć. Choć, z drugiej strony warto czasem poczekać trochę dłużej, by
być pewnym końcowego efektu. Nie zamierzam ukrywać, że boje się powrotu
i tego co dla mnie przygotowali. Wiem jednak , że mogę, im zaufać i oboje chcą dla mnie jak najlepiej. Mój powrót jest dla nich zbyt ważny, by ryzykowali zaburzenie rehabilitacji niepotrzebnym pośpiechem.
Otwieram
drzwi pomieszczenia, niepewnie z niego wychodząc. Na mój widok obaj
uśmiechają się ciepło, ukazując uniesione w górę kciuki. Dziękuje, im
delikatnym skinieniem głowy, podchodząc do nich i chwytając ich
ramiona, wychodzimy z pokoju. Wolno przemierzamy długi korytarz,
wymieniając co jakąś chwilę krótkie uwagi. Zahaczamy też o temat
związany z naszą kadrą, dziewczynami i przyszłymi turniejami na, który
mają się wybrać. Dla mnie wyjazdy z nimi pozostają jeszcze w strefie
marzeń i odległej przyszłości. Wierze jednak , że któregoś dnia
ponownie staną obok nich na pomarańczowej płycie, wsłuchując się z ręką
na sercu naszego hymnu. Na samą myśl o tym przez moje ciało przechodzi
przyjemny dreszcz, a usta wyginają się w delikatnym uśmiechu. Nie umyka to
uwadze moich towarzyszy, którzy klepiąc delikatnie moje ramie,
otwierają przede mną drzwi hotelowej siłowni. Wchodzimy do środka i
zapalając wszystkie światła, zamykamy drzwi, by nikt nam nie przeszkadzał. Na początek rozciągam się porządnie, by
przeżyć jakoś jutrzejszy dzień i nie dać się zakwasom. Pierre śmieje
się tylko ze mnie, twierdząc, że przed tym akurat nie ucieknę i jutro
czeka mnie ciężki dzień. Wszystko kwituję cichym prychnięciem,
zabierając się według ich instrukcji do dalszych ćwiczeń. Oni oczywiście
nie powstrzymują się od złośliwych uwag dotyczących mojej sprawności i
ogólnej postawy, wybuchając co jakiś czas cichym śmiechem. Mimo wszystko
cały czas sprawdzając stan mojej ręki i pytając czy
nic mnie czasem nie boli. Zaczynam zauważać jak bardzo ważna dla nich
jestem i jak o mnie dbają, mimo niektórych nieporozumień, które miał
niegdyś miejsce. Z pokorą przyjmuje kolejne zastrzeżenia i staram się
zapamiętać drobne wskazówki, których ciągle mi udzielają. Pierre nie
odstępuje mnie na krok, w razie potrzeby pomagając mi w ćwiczeniach.
Czas
na siłowni mija niezwykle szybko, mimo zwiększającego się zmęczenia i
braku sił na wykonywanie kolejnych ćwiczeń. Po dwóch godzinach z
kawałkiem przychodzi upragniony koniec i z czystym sumieniem mogę w
końcu rzucić się na materace, leżące pod jedną ze ścian. Pierre na
wszystko reaguje śmiechem, rzucając mi jeszcze butelkę wody i klepiąc
mnie jeszcze w kolano, wychodzi z ojcem z pomieszczenia. Oddychając
ciężko, niechętnie siadam na materacu i otwierając butelkę, zachłannie
opróżniam jej zawartość. Przyjemny chłód zaczyna wolno ogarniać moje
ciało, przynosząc poczucie ulgi. Przymykam delikatnie oczy, odchylając
delikatnie głowę do góry. Jestem co prawda totalnie wykończona, ale przede wszystkim szczęśliwa. Przede mną jeszcze długa droga jednak
najważniejsze, że w końcu udało mi się na nią wstąpić i małymi
kroczkami mogę dążyć spokojnie do celu. Delikatny uścisk zimnej dłoni na
moim kolanie, przywołuje mnie do rzeczywistości. Leniwie otwieram oczy
i odwracając głowę, wbijam wzrok w oczy mojego towarzysza. Jego szaro
niebieskie tęczówki w półmroku nabierają niesamowitego blasku, a dwie
małe iskierki jedynie potęgują to wrażenie. Mimowolnie uśmiecham się do niego delikatnie, obracając w dłoniach plastikową butelkę po wodzie.
-Zmęczona?-Pyta
cicho, przyglądając mi się uważnie. W odpowiedzi kiwam jedynie głową,
przez co zaczyna się cicho śmiać. W pierwszej chwili mam ochotę
zapytać co jest w tym śmiesznego. Szybko jednak
odpuszczam, ponownie rozkładając się na materacach. Nie mam siły na
kolejne bezsensowne rozmowy o mojej beznadziejnej kondycji i tym jak się
zapuściłam przez te kilka miesięcy.-Nie martw się, jutro będzie już
tylko gorzej.
-Dzięki wielkie Krzysiu, właśnie tego
potrzebowałam-odpieram, mimowolnie uśmiechając się pod nosem. Mogę się
zresztą założyć, że on też to
robi.-Powiedz mi tylko jak się czujesz? Nie wyglądasz dzisiaj
najlepiej, te wory pod oczami mówią wszystko. Sebastian aż tak daje w
kość?
-Nie bardziej niż Ty-odpiera szybko, odchylając się przed butelką, którą rzucam w jego stronę.
Mrużę delikatnie powieki, wbijając wzrok w jego oczy. Na próżno szukać w nich dawnego smutku czy bólu. Pełne są, bowiem
nadziei i delikatnej radości, która powoli ponownie zaczyna pojawiać
się w jego życiu. Nie mogę się powstrzymać i podnoszę się delikatnie, by
musnąć jego czoło, przytulając go następie z całej siły. Podziwiam go,
cholernie podziwiam za siłę, którą w sobie ma. Kolejny raz pokazuje jak
fantastycznym jest facetem dlatego
mam nadzieje, że teraz wszystko zacznie się u niego układać. .
Uśmiecham się szeroko, czując jak z całej siły przyciska mnie do siebie.
Jesteśmy już na prostej drodze i, jeśli dalej będzie szło nam tak dobrze, to już niedługo życie jego i Sebastiana powinno wrócić do normy.
-
Dzisiejszy
odcinek można chyba uznać za jeden z przejściowych. Miał być nieco
wcześniej ale zamieniłam je kolejnością przed świętami, żeby wcześniej
dodać te z Igłą i Sebastianem. Mogłam go co prawda usunąć ale nie mam do
tego serca tym bardziej, że trochę się z nim namęczyłam. Dzisiaj
również trochę czasu zeszło mi na małych poprawkach. Ostatnio zresztą
wszystko przychodzi mi strasznie ciężko i moja natura leniwca daje o
sobie znać. Jeszcze przed feriami miałam nadzieje, że uda mi się
napisać jeszcze kilka odcinków do przodu. Może nawet skończyłabym pisać i
zostałaby mi jedynie publikacja. Teraz wiem, że to zbyt ambitne plany
jak na mnie. Teraz przede wszystkim zmuszam się do powtórek materiału z
historii. Od dwóch dni idzie mi całkiem nieźle wiec może ochota na
pisanie również przyjdzie.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz