Przyjaźń
damsko-męska jest czymś specyficznym. Dla wielu osób jest ona czymś
niemożliwym, nieosiągalnym a może nawet nienormalnym. Postrzegamy
przedstawicieli tej drugiej płci jako możliwych partnerów, lecz nie
przyjaciół. Czasem na siłę szukamy związków. Nie dochodzi do nas, że
przystojny brunet, który tak nam się podoba, może zostać powiernikiem
naszych sekretów. Kimś, kto po prostu będzie gdy tylko zajdzie taka
potrzeba. Może nie zawsze będzie potrafił pomóc nam w wyborze nowej
sukienki czy odpowiedzieć w jakiej fryzurze jest nam do twarzy.
Niemniej jednak warto się zastanowić czy są to wyznaczniki przyjaźni.
Związku dusz, który potrafi przetrwać nawet najgorsze kryzysy. Rozmowę o
sukienkach można bowiem zastąpić dyskusją o piłce nożnej czy
telefonach, pasjach, które dzielimy. Przyjaźń z mężczyzną bywa
najpiękniejszym darem, jaki możemy otrzymać. Cały czas należy jednak
uważać, by nie przekroczyć cieniutkiej linii, która dzieli ją od
przyjaźni. Wtedy nasze relacje stają przed poważną próbą a my przed
dylematem, czego tak naprawdę chcemy od tej drugiej osoby. Bywa, że nie
wychodzi i rozstajemy się z nieznośnym uczuciem zawodu. Jest dla nas
czymś ryzykownym, choć zawsze warto spróbować. Oddać się jej w
zupełności, bo nie ma nic piękniejszego od prawdziwej damsko-męskiej
przyjaźni.
Niepewnie otwieram drzwi hotelowego pokoju, drugą ręką
poprawiając niesforną grzywkę. W pierwszej chwili ukazuje mi się
jedynie ręka, trzymająca słoiczek mojego ulubionego dżemu. Uśmiecham się
pod nosem, domyślając się do kogo należy i chwytam ją mocno, wciągając
mężczyznę do pokoju. Czymś nieprawdopodobnym byłoby jednak gdyby
przyszedł do mnie sam. Tuż za Samikiem do środka niemal jak burza wpada
Pierre, od razu się na mnie rzucając.
Przytula mnie z całej siły do siebie i unosząc delikatnie do góry,
obraca się wokół własnej osi. Zaczynam się cicho śmiać, czując jak moje
nogi swobodnie falują w powietrzu. Brakowało mi tego, jak i wielu innych
rzeczy związanych z moimi wariatami. Wydaje mi się, że dopiero teraz po
tak długim rozstaniu zaczynam tak naprawdę doceniać ich obecność,
przyjaźń i oddanie. Nie wspominając nawet o ich radości na mój widok.
Nie pamiętam by ktokolwiek ostatnio tak bardzo cieszył się na wieść o
spotkaniu ze mną. Większość raczej ucieka od ludzi, którzy posiadają
jakiekolwiek problemy, nie mając najmniejszego zamiaru by choć
zaoferować pomoc. Każdy z nas codziennie boryka się z przeciwnościami
losu. Niektórzy doskonale sobie z nimi radzą, innym idzie nieco gorzej.
Prawdziwa sztuka polega jednak na tym by w gorszej chwili, udzielić
pomocy również komuś innemu, odsuwając własne sprawy na dalszy plan. Kto
wie, czy kiedyś ktoś nie postąpi tak samo wobec nas.
Bez
najmniejszego oporu pozwalam by posadzili mnie na łóżku, zajmując
miejsca po obu moich stronach. Oparci o zimną ścianę i mocno do siebie
przytuleni, zaczynami wspominać stare, dobre czasy. Co jakiś czas
wybuchamy głośnym śmiechem, wypominając sobie nawzajem głupoty, które
najczęściej razem popełnialiśmy. Wszystko byłoby jednak zbyt piękne aby
mogło być prawdziwe. Mimo usilnych prób odwiedzenia ich od tego pomysłu,
dość szybko zaczynamy schodzić na temat mojego małżeństwa. Oboje
okazują się dobrze poinformowani i doskonale znają ostatnie wybryki
Damiana, nie pozostawiając na nim suchej nitki. Obiecują mi też, że
odpowiednio się nim zajmą jeśli tylko wejdzie im w drogę. Kwituje to
jedynie cichym westchnięciem i delikatnie opieram głowę na ramieniu
Pierr'a, przymykając delikatnie oczy. Nie chcę by mieszali się w to
wszystko i mieli z nim jakikolwiek kontakt. Nie wiadomo co może mu
strzelić do głowy w takiej sytuacji a ja i bez tego mam dość problemów.
Próbuje ich więc uspokoić tłumacząc, że nie warto się nim przejmować
jednak to denerwuje ich jeszcze bardziej. Oczywiście mi również się
dostaje. Samik wypomina mi, że o wszystkim musieli dowiedzieć się od
osób trzecich choć po mojej przyjaźni oczekiwali większej szczerości.
Pierre szybko go popiera, grożąc mi przy tym palcem by był to ostatni
taki raz. Kiedy kiwam głową na znak zgody i cicho przepraszam, wybucha
radosnym śmiechem, dociskając mnie jeszcze mocniej do siebie. Lekko
zdezorientowana zerkam na Samice jednak on wzrusza jedynie ramionami,
uśmiechając się przy tym wesoło.
Za wszelką cenę staram się
zachować powagę choć wciąż nasilający się śmiech Pierr'a, wcale nie
ułatwia mi zadania. Tym bardziej, że Guillaume idąc śladem swojego
przyjaciela również zaczyna się śmiać, wbijając mi przy okazję palec w
żebra. Przyjmujący doskonale wie, że to jeden z moich najsłabszych
punktów i gdy tylko zaczynam wyginać się na wszystkie strony, jeszcze
bardziej się nakręca. Pujol oczywiście szybko łapie o co chodzi koledze i
mimo moich błagań dość chętnie przyłącza się do 'zabawy'. Dopiero gdy
zaczynam piszczeć i rzucać niemal po całym łóżku, dają mi spokój,
przybijając sobie piątki. Chwytają mocno moje ramiona i przyciągają na
moje dawne miejsce, uśmiechając się do siebie głupio i wciskając mi w
ręce paczkę moich ulubionych ciasteczek. Zerkam na nich nieco
zdezorientowana, szukając w tym geście kolejnego podstępu jednak wydaje
się, że nie mają zamiaru dalej mnie torturować. Wzdycham więc z ulgą,
wyciągając z paczki pierwsze ciastko.
-Gdzie tak właściwie jest
Miśka? Obiecała, że wpadnie do mnie.-wbijam uważnie wzrok w Pierr'a,
właściwie od niego oczekując odpowiedzi. Powinien przecież wiedzieć
gdzie podziewa się jego dziewczyna. Brunet w odpowiedzi wzrusza jedynie
ramionami a ja zaczynam się zastanawiać czy aby nie doszło między nimi
do jakiegoś konfliktu.
-Obraziła się bo Pierre nie chciał zaspokoić
jej potrzeb.-odpowiada szybko Sami, ponownie zanosząc się śmiechem.
Czuje, że kąciki moich ust mimowolnie unoszą się w górę choć widząc minę
Lwa, szybko się uspokajam. Problem mojego przyjaciela, jest moim
problemem.
-Zbierałem siły na spotkanie z Tobą.-przyznaje szczerze,
puszczając mi oczko. W tej chwili zaczynam się bać. Na Samiego
oczywiście nie mogę liczyć. Znając życie sam jest gotowy pomóc
przyjacielowi w wykorzystaniu i zadręczeniu mojej na dobre mojej
skromnej osoby.
-A Romain?-moja ostatnia deska ratunku. Jeśli on
mi nie pomoże, nikomu już się to nie uda a zaczynało się tak
niepozornie. Przyglądam im się z lekkim przerażeniem, modląc się w duszy
by choć dziś mi odpuścili. Nadzieja przecież zawsze umiera ostatnia.
-Pewnie
ją teraz pociesza.-Samik uśmiecha się głupkowato, w ramach
bezpieczeństwa odsuwając się nieco ode mnie i rozgrywającego.-Żeby życie
miało smaczek raz bialutki, raz mulatek.
Tym razem mimo groźnej
miny i zabójczego spojrzenia Pierr'a, nie wytrzymuje i razem z Guillaume
wybuchamy donośnym śmiechem. Właściwie to chyba jego reakcja wywołuje u
nas kolejne ataki dzikiego śmiechu. Sama myśl, że Romain może w tej
chwili pocieszać Miśkę nie jest już taka śmieszna. Gdy tylko wszystko do
mnie dochodzi i udaje mi się nieco uspokoić, przytulam się mocno do
biednego bruneta.
-Nie przejmuj się Lewku. Przecież wiesz, że Samik
cierpi na różne zaburzenia i nie warto przejmować się tym co
wygaduje.-stwierdzam, na co ten uśmiecha się złośliwie w stronę kolegi.
Mój mały plan, poprawienia mu nastroju można udać za udany. Nie udaje
mi się jednak przewidzieć skutków, które następują niewiarygodnie
szybko. Samica w akcje zemsty na tyle mocno chwyta moje kolano, że po
kilku sekundach zaczynam skręcać się tuż pod jego nogami, błagając by mi
odpuścił. Nic takiego jednak nie następuje. W pomieszczeniu rozlega
się dzikie 'tuuuulimy' i już po chwili czuje jak zwalają się na mnie
swoimi wielkimi cielskami, przygniatając do materaca. Mogłam domyślić
się, że tak to się wszystko skończy chociaż chciałam tylko porozmawiać
jak cywilizowany człowiek.
-
Dzisiejszy odcinek powstał
właściwie tylko i wyłącznie przez mój durny sen z Samikiem i Lwem w
rolach głównych. Postanowiłam ich więc wcisnąć tutaj, chociaż nie wiem
czy jeszcze się pojawią. Może to był ten jeden, jedyny raz. Jeszcze
niedawno chciałam nadać im nieco ważniejsze role w opowiadaniu, ale po
napisaniu kilku rozdziałów do przodu, nie wiem jak mogłabym ich tutaj
wcisnąć. Niemniej jednak w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć
tego na pewno. Możliwe, że pojawią się w najmniej oczekiwanym momencie
i zmienią dosłownie wszystko. To jednak będzie moja, mała
niespodzianka.
Powtarzam się, ale kocham Krzysia. Dzięki niemu każdy
dzień jest nieustannym oczekiwaniem i odliczaniem godzin do kolejnego
wtorku. Teraz tylko o tym myślę i tylko to się liczy.
Nie jestem
pewna czy pojawi się tutaj coś przed świętami dlatego w tym miejscu
chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego. Dużo radości, miłości,
szczęścia i spokoju a także spełnienia wszystkich marzeń.
Wesołych świąt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz