Przyjaźń jest bezcennym skarbem, który trudno jest zdobyć. Czasem wymaga od nas wielu wyrzeczeń i skazuje na cierpienie jednak warto się poświęcić, by zyskać kogoś, z kim będzie dzieliło się resztę swych dni. Jest ona najpiękniejszą rzeczą jaką możemy zaproponować drugiemu człowiekowi. Bezinteresownie powierzamy cząstkę siebie drugiej osobie, by razem z nią przeżywać wszystkie sukcesy czy niepowodzenia. Niektórzy uważają miłość za najważniejszą, lecz to właśnie przyjaźń jest najlepszą drogą do osiągnięciu w życiu szczęścia. Kiedy już uda nam się ją zdobyć, nic nie jest w stanie zniszczyć tej więzi powstałej między dwójką ludzi. Niewątpliwie jest również najskuteczniejszym lekiem na cierpienie nieszczęśliwej miłości. Nie ma, bowiem lepszego lekarstwa od wypłakania swych smutków na ramieniu tak bliskiej nam osoby, która już swoim towarzystwem potrafi przynieść nam ulgę. Tylko prawdziwy przyjaciel potrafi dać nam motywację do większych starań i pracy. Sprawić, że każdy dzień staje się walką o upragnione cele i sukcesy, które razem dzielimy.
Panującą na hali cieszę, przerywają regularne odbicia piłki od parkietu. Od kilkunastu minut za końcową linią boiska, zawzięcie walcząc z myślami. Staram się zmusić do przebicia piłki na drugą stronę, choćby flotem. Podrzucam ją nawet do góry, przygotowując się do serwu. Kiedy jednak nadchodzi moment uderzenia, cofam rękę, chwytając piłkę po odbiciu o parkiet. Pierre stara się być spokojny. Widzę jednak , że, ledwo powstrzymuje się przed kolejnym wybuchem. Specjalnie dla mnie wziął wolne w pracy i przyjechał tutaj, żeby się mną zająć. Niestety, mój pierwszy trening z piłką okazuje się być totalną klapą. Strach przed bólem i odnowieniem urazu jest silniejszy ode mnie. Nie docierają do mnie żadne argumenty i spokojne namowy do podjęcia ryzyka. W końcu zaczynają się groźby, choć i one nie robią na mnie większego wrażenia. Wzruszam jedynie ramionami, gdy po raz setny Pierre pyta jak zamierzam grać, nie mając żadnego kontaktu z piłką. Zrezygnowany rzuca, że musi na chwilę wyjść. Informując mnie przy okazji co mnie spotka, jeśli tylko ruszę się z miejsca. Wzdychając cicho, siadam na płycie boiska, obracając mikasę w dłoniach. Nigdy nie myślałam, że powrót będzie dla mnie tak ciężki. Nie liczyłam na to , że będzie łatwo i po pierwszym treningu z piłką wrócę do pełni formy. Zdawałam sobie sprawę z wszystkich trudności i ilości pracy, jaką muszę wykonać aby wrócić do gry. Nie sądziłam jednak , że największe trudności pojawią się na początku i myśl o kontakcie z piłką wywoła u mnie taką blokadę.
Kręcę z niedowierzaniem głową, gdy drzwi hali otwierają się i staje w nich Krzyś. Ubrany w swój klubowy strój, kieruje się wolno w moją stronę. Tuż za, nim oczywiście wchodzi Pierre. Dumny z siebie niczym paw, ciągnie za sobą wózek z piłkami, uśmiechają się do mnie szeroko. Jeśli to jego kolejny genialny pomysł, to ja odpadam. Obserwując rozgrzewkę Igły, zaczynam obmyślać plan ewakuacji. Krzysiek nie może być świadkiem mojej totalnej kompromitacji. Pierre widział już w moim wykonaniu różne rzeczy, więc kolejne upadki nie robią już na, nim żadnego wrażenia. Jako jeden z niewielu wie w jak kiepskiej formie jestem po urazach i jak ciężko odzyskać mi dawną dyspozycje. Igła, natomiast zazwyczaj widywał mnie w chwilach, gdy osiągałam szczyt swoich możliwości. Na wielkich turniejach, gdzie nie mogło być mowy o najmniejszych błędach z mojej strony, a każdy mój ruch był uważnie śledzony i analizowany. Teraz myśl o tym, że to się ma zmienić, napawa mnie przerażeniem. W końcu nie wiadomo jak zareaguje, gdy nic nie będzie mi wychodziło. Będzie się denerwował i próbował motywować jak Pierre, czy może wyśmieje mnie przy pierwszej lepszej okazji. Normalnie wiem, że Krzyś nie jest zdolny do czegoś takiego, lecz teraz to do mnie nie dociera. Nic nie mogę poradzić na to , że oczyma wyobraźni, widzę jak śmieje się ze mnie, wytykając palcami. Podnosząc się wolno z boiska, kieruje się wolno w stronę Pierr'a. Jestem gotowa błagać i obiecywać wszystko, co tylko zechce, bylebyśmy tylko zostali sami. On jednak wyciągając piłkę z wózka wychodzi mi naprzeciw i, kiedy zbliżamy się do siebie na wystarczającą odległość, chwyta mnie mocno za rękę, ustawiając za linią boiska.
Stojąc naprzeciw Krzyśka, czuje się co najmniej dziwnie. Tym bardziej, że on podchodzi to tego nadzwyczaj poważnie. Ja jednak ciągle mam poważne wątpliwości co do powodzenia tego planu. Kątem oka widzę, że Pierre zaczyna się już gotować. Bezradność doprowadza go wręcz do szału i niestety doskonale wiem do jakich rzeczy jest wówczas zdolny. Zagryzam mocno wargę, gdy przyciąga do mnie wózek i podrzuca mi pierwszą piłkę. Wystarczy tylko uderzyć. Dla mnie to jednak zbyt wiele i kończy się tak jak zawsze.
-Spróbuj, chociaż. Ręki Ci przecież nie urwie.-warczy do mnie, ostatkiem sił powstrzymując się od wybuchu. Spuszczam głowę i wbijam wzrok w parkiet, czując jak moje policzki zaczynają robić się czerwone. Zapewne, wyglądam teraz jak burak.-Krzysiu prezentuj prowokator. Jak to nie pomoże, to poddam się i wstąpię do zakonu.
Po tych słowach czuje jak kąciki moich ust mimowolnie unoszą się ku górze. Pierre podchodzi do mnie i prostując moje plecy, zmusza mnie bym spojrzała na Krzyśka. Dopiero teraz na jego śnieżnobiałej bluzce nadrukowane zdjęcie Damiana. Jedno z moich ulubionych, zrobione jeszcze na początku naszej znajomości. Wtedy nie miałam pojęcia, że związek z, nim okaże się jednym z największych błędów w moim życiu. Mrużąc delikatnie oczy, wyciągam z wózka mikasę. Odbijając ją parokrotnie, pierwszy raz odważam się spróbować serwu. Nie zniechęcam się też, gdy na początku piłka odbija się od słupka czy wpada w siatkę. Prowokowana przed Pierr'a do wyżycia się na 'Damianie' wkładam w uderzenie coraz więcej siły. Po wielu próbach udaje mi się przebić ją na drugą stronę, co niemal natychmiast zostaje nagrodzone pochwałami ze strony moich towarzyszy. Wiem, że mój postęp jak na razie jest minimalny. Teraz jednak nawet najmniejszy sukces sprawia mi mnóstwo radości, coraz bardziej przybliżając do upragnionego celu.
Czuje jak w moich oczach pojawiają się pierwsze łzy, gdy piłka regularnie przelatuje nad siatką, czasem nawet sprawiając Krzyśkowi trudności w przyjęciu. Jednak i on ma swoją szansę, na ukazanie swoich umiejętności w ataku. Pierre staje po drugiej stronie siatki, po każdym przyjęciu wystawiając mu piłkę. Obaj jednak nie dają z siebie wszystkiego. Pozwalają mi spokojnie pracować i nie wywierać na mnie presji. Szczególnie Krzysiek, który często ogranicza się jedynie do plasów na drugą stronę. Staram się co prawda nieco go prowokować i zmusić do nieco ostrzejszej gry. Widząc jednak jego opanowanie i spokój, szybko odpuszczam. Przez kolejne ćwiczenia i niewątpliwie obecność moich towarzyszy całkowicie tracę poczucie czasu. W końcu jednak zmęczenie daje o sobie znać. Wycieram twarz ręcznikiem i siadam na parkiecie, zabierając się za otwieranie wody. Chwile później dołączają do mnie Pierre i Krzysiek, siadając po obu moich stronach. Czuje ich wzrok na sobie, gdy za jednym razem pochłaniam prawie całą zawartość butelki. Uśmiechają się do nich delikatnie, w akcie podziękowania muskam ich policzki. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła bez tej dwójki. Obaj zrezygnowali ze swoich zajęć i planów, poświęcili swój czas, by pomóc mi w powrocie do sportu. Po raz kolejny udowodnili jak bardzo na mnie liczą i jak wspaniałymi są ludźmi. Bez nich prawdopodobnie nie byłoby mnie tutaj. Teraz muszę, im się teraz, za to odwdzięczyć. Pokazać, że zasługuje na zaufanie i wiarę, którą mnie obdarzyli.
Panującą na hali cieszę, przerywają regularne odbicia piłki od parkietu. Od kilkunastu minut za końcową linią boiska, zawzięcie walcząc z myślami. Staram się zmusić do przebicia piłki na drugą stronę, choćby flotem. Podrzucam ją nawet do góry, przygotowując się do serwu. Kiedy jednak nadchodzi moment uderzenia, cofam rękę, chwytając piłkę po odbiciu o parkiet. Pierre stara się być spokojny. Widzę jednak , że, ledwo powstrzymuje się przed kolejnym wybuchem. Specjalnie dla mnie wziął wolne w pracy i przyjechał tutaj, żeby się mną zająć. Niestety, mój pierwszy trening z piłką okazuje się być totalną klapą. Strach przed bólem i odnowieniem urazu jest silniejszy ode mnie. Nie docierają do mnie żadne argumenty i spokojne namowy do podjęcia ryzyka. W końcu zaczynają się groźby, choć i one nie robią na mnie większego wrażenia. Wzruszam jedynie ramionami, gdy po raz setny Pierre pyta jak zamierzam grać, nie mając żadnego kontaktu z piłką. Zrezygnowany rzuca, że musi na chwilę wyjść. Informując mnie przy okazji co mnie spotka, jeśli tylko ruszę się z miejsca. Wzdychając cicho, siadam na płycie boiska, obracając mikasę w dłoniach. Nigdy nie myślałam, że powrót będzie dla mnie tak ciężki. Nie liczyłam na to , że będzie łatwo i po pierwszym treningu z piłką wrócę do pełni formy. Zdawałam sobie sprawę z wszystkich trudności i ilości pracy, jaką muszę wykonać aby wrócić do gry. Nie sądziłam jednak , że największe trudności pojawią się na początku i myśl o kontakcie z piłką wywoła u mnie taką blokadę.
Kręcę z niedowierzaniem głową, gdy drzwi hali otwierają się i staje w nich Krzyś. Ubrany w swój klubowy strój, kieruje się wolno w moją stronę. Tuż za, nim oczywiście wchodzi Pierre. Dumny z siebie niczym paw, ciągnie za sobą wózek z piłkami, uśmiechają się do mnie szeroko. Jeśli to jego kolejny genialny pomysł, to ja odpadam. Obserwując rozgrzewkę Igły, zaczynam obmyślać plan ewakuacji. Krzysiek nie może być świadkiem mojej totalnej kompromitacji. Pierre widział już w moim wykonaniu różne rzeczy, więc kolejne upadki nie robią już na, nim żadnego wrażenia. Jako jeden z niewielu wie w jak kiepskiej formie jestem po urazach i jak ciężko odzyskać mi dawną dyspozycje. Igła, natomiast zazwyczaj widywał mnie w chwilach, gdy osiągałam szczyt swoich możliwości. Na wielkich turniejach, gdzie nie mogło być mowy o najmniejszych błędach z mojej strony, a każdy mój ruch był uważnie śledzony i analizowany. Teraz myśl o tym, że to się ma zmienić, napawa mnie przerażeniem. W końcu nie wiadomo jak zareaguje, gdy nic nie będzie mi wychodziło. Będzie się denerwował i próbował motywować jak Pierre, czy może wyśmieje mnie przy pierwszej lepszej okazji. Normalnie wiem, że Krzyś nie jest zdolny do czegoś takiego, lecz teraz to do mnie nie dociera. Nic nie mogę poradzić na to , że oczyma wyobraźni, widzę jak śmieje się ze mnie, wytykając palcami. Podnosząc się wolno z boiska, kieruje się wolno w stronę Pierr'a. Jestem gotowa błagać i obiecywać wszystko, co tylko zechce, bylebyśmy tylko zostali sami. On jednak wyciągając piłkę z wózka wychodzi mi naprzeciw i, kiedy zbliżamy się do siebie na wystarczającą odległość, chwyta mnie mocno za rękę, ustawiając za linią boiska.
Stojąc naprzeciw Krzyśka, czuje się co najmniej dziwnie. Tym bardziej, że on podchodzi to tego nadzwyczaj poważnie. Ja jednak ciągle mam poważne wątpliwości co do powodzenia tego planu. Kątem oka widzę, że Pierre zaczyna się już gotować. Bezradność doprowadza go wręcz do szału i niestety doskonale wiem do jakich rzeczy jest wówczas zdolny. Zagryzam mocno wargę, gdy przyciąga do mnie wózek i podrzuca mi pierwszą piłkę. Wystarczy tylko uderzyć. Dla mnie to jednak zbyt wiele i kończy się tak jak zawsze.
-Spróbuj, chociaż. Ręki Ci przecież nie urwie.-warczy do mnie, ostatkiem sił powstrzymując się od wybuchu. Spuszczam głowę i wbijam wzrok w parkiet, czując jak moje policzki zaczynają robić się czerwone. Zapewne, wyglądam teraz jak burak.-Krzysiu prezentuj prowokator. Jak to nie pomoże, to poddam się i wstąpię do zakonu.
Po tych słowach czuje jak kąciki moich ust mimowolnie unoszą się ku górze. Pierre podchodzi do mnie i prostując moje plecy, zmusza mnie bym spojrzała na Krzyśka. Dopiero teraz na jego śnieżnobiałej bluzce nadrukowane zdjęcie Damiana. Jedno z moich ulubionych, zrobione jeszcze na początku naszej znajomości. Wtedy nie miałam pojęcia, że związek z, nim okaże się jednym z największych błędów w moim życiu. Mrużąc delikatnie oczy, wyciągam z wózka mikasę. Odbijając ją parokrotnie, pierwszy raz odważam się spróbować serwu. Nie zniechęcam się też, gdy na początku piłka odbija się od słupka czy wpada w siatkę. Prowokowana przed Pierr'a do wyżycia się na 'Damianie' wkładam w uderzenie coraz więcej siły. Po wielu próbach udaje mi się przebić ją na drugą stronę, co niemal natychmiast zostaje nagrodzone pochwałami ze strony moich towarzyszy. Wiem, że mój postęp jak na razie jest minimalny. Teraz jednak nawet najmniejszy sukces sprawia mi mnóstwo radości, coraz bardziej przybliżając do upragnionego celu.
Czuje jak w moich oczach pojawiają się pierwsze łzy, gdy piłka regularnie przelatuje nad siatką, czasem nawet sprawiając Krzyśkowi trudności w przyjęciu. Jednak i on ma swoją szansę, na ukazanie swoich umiejętności w ataku. Pierre staje po drugiej stronie siatki, po każdym przyjęciu wystawiając mu piłkę. Obaj jednak nie dają z siebie wszystkiego. Pozwalają mi spokojnie pracować i nie wywierać na mnie presji. Szczególnie Krzysiek, który często ogranicza się jedynie do plasów na drugą stronę. Staram się co prawda nieco go prowokować i zmusić do nieco ostrzejszej gry. Widząc jednak jego opanowanie i spokój, szybko odpuszczam. Przez kolejne ćwiczenia i niewątpliwie obecność moich towarzyszy całkowicie tracę poczucie czasu. W końcu jednak zmęczenie daje o sobie znać. Wycieram twarz ręcznikiem i siadam na parkiecie, zabierając się za otwieranie wody. Chwile później dołączają do mnie Pierre i Krzysiek, siadając po obu moich stronach. Czuje ich wzrok na sobie, gdy za jednym razem pochłaniam prawie całą zawartość butelki. Uśmiechają się do nich delikatnie, w akcie podziękowania muskam ich policzki. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła bez tej dwójki. Obaj zrezygnowali ze swoich zajęć i planów, poświęcili swój czas, by pomóc mi w powrocie do sportu. Po raz kolejny udowodnili jak bardzo na mnie liczą i jak wspaniałymi są ludźmi. Bez nich prawdopodobnie nie byłoby mnie tutaj. Teraz muszę, im się teraz, za to odwdzięczyć. Pokazać, że zasługuje na zaufanie i wiarę, którą mnie obdarzyli.
-
Wstęp do rozdziału napisałam do tego dotyczącego Francuzów. Kiedy jednak
napisałam inny, o typowo męskiej przyjaźni, ten mi został i prawdę
mówiąc szkoda mi go było usuwać. Więc właściwie pod ten wstęp powstał
odcinek. Szczerze powiedziawszy nie mam co do niego zdania. Ostatnio nie
mam głowy i czasu do pisania. Wiem, tylko że chwiałabym kiedyś napisać coś ambitnego, przez co będę mogła jeszcze bardziej się rozwinąć. Nie wiem tylko czy
kiedykolwiek mi się to uda. Póki co myślę jedynie o napisaniu tych
kilku odcinków. Mam nadzieje, że razem jakoś dotrwamy do końca.Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz