Życie stawia
na naszej drodze różnych ludzi. Bywa, że są to jedynie przelotne,
nic nie znaczące znajomości, które po jakimś czasie pozostają jedynie
wspomnieniem. Niektórzy jednak
w stosunkowo krótkim czasie stają się dla nas kimś bardzo ważnym. Od
początku wiemy, że los nie bez przyczyny postawił nas na swojej drodze. W
swoim towarzystwie czujemy się naprawdę dobrze. Każda spędzona razem
chwila sprawia, że zbliżamy się do siebie coraz bardziej, a każdy
pretekst staje się dobry, by spotkać się, chociaż na chwilkę. Już na samo wspomnienie o tej drugiej osobie na naszej twarzy pojawia się uśmiech i, chociaż nie zawsze potrafimy się do tego przyznać to, nie potrafimy już bez siebie żyć. Najczęściej właśnie tak rodzi się przyjaźń, czy też
zauroczenie, które dalej swoim tempem przeradza się w silniejsze
uczucie. Sprawiające, że nasze życie zmienia się pod wpływem drugiej
osoby. Zmieniamy się również my. Otwieramy się na drugiego człowieka,
pozwalając, by zajął ważne miejsce w naszym sercu i życiu.
Uśmiecham
się pod nosem, kiedy na mój widok cała gromada rzuca się w moim
kierunku. Przekrzykując się nawzajem i przepychając, starają się, choć na chwilę skupić na sobie uwagę. Z trudem udaje mi się ustać na nogach, gdy
Misiek wykorzystując moment mojej nieuwagi, uwiesza się na mojej szyi,
domagając się bym trzymała go na rękach. Staram się wytłumaczyć mu, że
je zbyt ciężki jednak
chłopiec nie przyjmuje do wiadomości żadnego z argumentów, coraz
mocniej zaciskając na niej rączki. Muskając czule mój policzek i
szepcząc mi do ucha jak bardzo tęsknił, sprawia, iż
w moich oczach pojawiają się pierwsze łzy. Nie spodziewałam się, że
tydzień mojej nieobecności tak na niego wpłynie. W przeciwieństwie do
reszty Miś nigdy nie okazywał swoich uczuć, zdecydowanie wolał aby to
jemu je okazywać. W ich odwzajemnianiu zazwyczaj bierny, teraz nie
odsuwa się nawet na milimetr od mojego ciała, co jakiś czas całując mój
policzek, czy też szyje. Uśmiecham się ciepło, pochylając się delikatnie, by przytulić resztę moich maluchów. Nie mogę pozwolić, by czuły się gorsze czy odrzucone przez zachowanie Michała. Staram się poświęcić, choć
chwilkę każdemu z nich, wymieniając kilka zdań i ciepłych uścisków.
Rozpromienieni chwalą się postępami w leczeniu, opowiadając jak ciężko
ćwiczą każdego dnia. Zaczynam śmiać się cicho, gdy zaczynają przekrzykiwać się, kiedy wrócą do domu. Szybko jednak zaznaczają, że będą za mną bardzo tęsknić. Ja za nimi też, choć teraz schodzi to na dalszy plan Najważniejsze jest ich zdrowie i tylko to
się dla mnie liczy. Wszystkie ciężkie miesiące, które razem
przeżywaliśmy nagle odchodzą w cień, ustępując miejsca tym szczęśliwym i
pełnym radości. Już niedługo większość wróci do domu, by rozpocząć wszystko od nowa u boku swych rodziców. Będę za nimi tęsknić to pewne. Nie wyobrażam sobie tego miejsca bez nich i, chociaż na pewno pojawią się tu nowe dzieci, to nikt nie zastąpi mi Miśka czy Zosi. Zatrzymując ich przy sobie byłabym zbyt wielką egoistką. Nasze maluchu zasługują, by wrócić do domu jak najszybciej, nawet, jeśli rozstanie będzie bolesne.
Z
trudem udaje mi się ułożyć ich do snu. Wychodząc z pomieszczenia
ostatni raz zapewniam, że nigdzie nie wyjeżdżam i zobaczymy się jutro
rano. Gaszę, im
światło i zamykając za sobą drzwi, kieruję się wolno do swojego
gabinetu. Przekraczając kolejne metry korytarza podziwiam najnowsze
dzieła naszych maluchów. Coraz dokładniejsze i barwniejsze rysunki
świadczą nie tylko o wciąż poprawiającej się sprawności, ale i o stanie
psychicznym. Niegdyś ponure i smutne ilustracje, zastępowane są przez
coraz radośniejsze i pełne szczęścia. Mimowolnie uśmiecham się na widok
ostatnie z obrazków, ukazującego całą naszą grupę. Wszyscy wyglądają
jak jedna, wielka rodzina i w zasadzie tak jest naprawdę. Przez cały
czas robimy wszystko, by
każdy czuł się tu potrzebny i kochany. Po chwili na ustawionej przy
ścianie sofie, naprzeciwko drzwi do mojego królestwa zauważam Madzię.
Szatynka szybko podrywa się na mój widok, przytulając się do mnie z
całej siły. Zaczynam się cicho śmiać, czując jak dociska mnie jeszcze
mocniej do swego ciała, by następnie oderwać się od niej i musnąć oba policzki. Chwytam ją mocno za rękę, by wciągnąć do siebie i wypytać o wszystko. Ona jednak
opiera się, delikatnym ruchem głowy wskazując na sofę. Dopiero teraz
moją uwagę przyciąga trzech brunetów, przyglądających się nam z
zaciekawieniem. Uśmiecham się delikatnie, gdy podnoszą się i podchodzą do nas, ustawiając się przy Magdzie.
-Sebastián
Solé, Facudno Conte i Luciano De Cecco- wymienia szybko, wskazując na
nich kolejno. Witamy się uściskiem dłoni i wymieniając podstawowe
uprzejmości, zapraszam ich do siebie.
Razem z szatynką zajmują miejsce na małej sofie pod oknem, ja, natomiast naprzeciwko na swoim fotelu, by wszystkich dobrze widzieć. Magda uśmiecha się nerwowo zapewne zastanawiając się, jak wytłumaczyć ich obecność. Oczywiście ciesze się, że tu są. Wątpię jednak, by marnowali swój czas, przyjeżdżając tutaj bez powodu. Uśmiecha się jednak mimowolnie, gdy
jeden z nich całkowicie przypadkowo ociera się o nią ramieniem,
przysuwając nieco bliżej szatynki. Nie jest to co prawda nic
wielkiego. Mimo to nic nie umknie mojej uwadze, a szczególnie jej zaczerwienione policzki, które tak stara się ukryć. Uśmiecham się pod nosem, kiedy po chwili, prostuje się, jak struna i ignorując całkowicie swoich towarzyszy wbija wzrok w moje oczy, zaczynając swe tłumaczenie.
-Razem z twoją mamą wpadłyśmy na pomysł, żeby
zorganizować kilka akcji charytatywnych. Sprowadzimy dzieciaki z
innych szpitali na ten jeden dzień i razem z naszymi będą malować
figurki, lepić z gliny czy grać. Dlatego, żeby nagłośnić całą sprawę postanowiłyśmy wciągnąć w to
wszystko siatkarzy. Sebastian, Facudno i Luciano niemal od razu się
zgodzili, a od kilku dni zajmujemy się organizacją całej imprezy. Za
tydzień prawdopodobnie wpadnie Giba, obiecał też jakieś niespodzianki
dla maluchów. Wiesz, że on lubi takie akcje.
-Widzę, że bardzo dobrze sobie beze mnie radzicie.-uśmiecham się szeroko, uciszając ją ruchem ręki, gdy zabiera się do tego, by zaprzeczyć.-Skoro już zabraliście za organizację tego wszystkiego to nie zamierzam wam w niczym przeszkadzać. We wszystkim masz wolną rękę a gdybyś czegoś potrzebowała to wiesz, gdzie mnie szukać.
Zaczynam śmiać się cicho, gdy po kolei podchodzą do mnie, by uściskać mnie mocno i obiecują, że to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Ja, natomiast dziękuje, im
za to , że w ogóle zdecydowali się na coś takiego. Nie każdy
gotowy jest zrezygnować z swoich planów i poświęcić wolny czas na pomoc
innym. Cechuje to
jedynie wielkich ludzi, a oni na pewno do nich zależą. Opieram głowę
na oparciu fotela i uśmiecham się pod nosem, słysząc radosny śmiech
szatynki dochodzący z korytarza. Robię to
także dla niej. Po raz udowadnia jak wspaniałą jest osobą, a jeśli
ma być przy tym szczęśliwa, to nie mam serca jej tego utrudniać. Nie da
się nie zauważyć z jakim zainteresowaniem Sebastian i Facundo się jej
przyglądają. Ona oczywiście stara się nie zwracać na to uwagi i udawać, że nic takiego nie ma miejsca. Ja jednak
swoje widzę i wcale nie dziwie się, że zrobiła na nich takie wrażenie.
Madzia ma w sobie coś , co przyciąga i uzależnia już od samego
początku. Wystarczy kilka godzin w jej towarzystwie, by całkowicie stracić dla tej drobnej szatynki głowę i zakochać się w niej do szaleństwa. Jeśli, więc cała ta impreza ma być szansą na znalezienie kogoś, kto nadałby jej życiu nowy sens to zrobię wszystko aby tak było. W końcu nikt nie zasługuje na szczęście i miłość bardziej od niej.
-
Dziś
wyjątkowo nie ma Krzysia w ogóle. Wszystko przez trzech nowych
siatkarzy, którzy zawitali w tym rozdziale. Kiedy zaczęłam pisać
opowiadanie, obiecałam Fuego, że
Sebastian i Facundo się tutaj pojawią. Jej chciałam też dedykować
powyższy odcinek. Wiem, że trochę trwało zanim się tutaj pojawili, ale
za to masz jeszcze Lucka w promocji. Poza tym ufo to bardzo poważna
sprawa.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz