wtorek, 31 lipca 2012

Dziewięć

Czwarty dzień leże plackiem pod kołdrą, zalewając się łzami i marudząc nad swoim marnym losem. Czasem gdy poczuję się lepiej, podnoszę się z łóżka by zamienić kilka słów z Madzią. Szatynka siedzi przy mnie cały czas, wszelkimi sposobami próbując przywrócić mnie do życia. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co bym bez niej zrobiła. Wiem jak bardzo jestem nieznośna i denerwująca w takim stanie a jednak cierpliwie znosi moje ciągłe załamania, spokojnie starając się wytłumaczyć mi, że to wszystko nie dzieje się przeze mnie. Pierre w obawie o swoje życie ogranicza się jedynie do dbania o moją rękę. W razie potrzeby dostarcza nam też kubełki świeżych lodów, paczki chusteczek  po czym zazwyczaj znika cicho za drzwiami. Chwilami jest mi najnormalniej w świecie głupio, że tak go wykorzystuje. Nie dość, że mieszkam u niego to jeszcze obarczam go swoimi problemami. Co prawda ciągle powtarza, że jestem pod jego opieką więc zapewnienie mi odpowiednich warunków i dbanie o moje samopoczucie jest jego obowiązkiem. Mimo wszystko jak zawsze mam swoje zdanie na ten temat. 

Podnoszę się wolno i opieram o zimną ścianę, podciągając cicho nosem. Szatynka siada obok, obejmując mnie mocno ramieniem i odgarnia niesforną grzywkę z oczu. Wymuszam jedynie delikatny uśmiech, opierając głowę na jej ramieniu. Za wszelką cenę staram się powstrzymać kolejne łzy, napływające do moich oczu. Miłość boli. Szczególnie gdy się kończy, pozostawiając po sobie jedynie nieznośną pustkę, której nie da się niczym wypełnić. Pozostają jedynie coraz dalsze wspomnienia szczęśliwych dni , pierwszego pocałunku czy poranku. Powoli zanikają wszystkie szczegóły, te ważniejsze chwile również zaczynają się zamazywać, zastępowane przez te nowe. Coraz bardziej bolesne. Teraźniejszość coraz mocniej przedziera się do podświadomości, spychając przeszłość na dalszy plan. Zamykając oczy nie widzę już nas podczas podróży poślubnej lecz jego rękę szybko zbliżającą się do mojego policzka. Nie szepczemy sobie na ucho podczas rodzinnego obiadu a kłócimy rzucając w siebie talerzami i kubkami.  Nie wpatrujemy się w siebie godzinami wzorkiem pełnym pożądania i czułości, tylko od czasu do czasu wymieniamy pełne pogardy i gniewu spojrzenia. Otwieram je szybko, bojąc się co mogę za chwilę zobaczyć. Widok brzoskwiniowych ścian działa na mnie niezwykle uspokajająco. Wiem, że tutaj przynajmniej na razie nic mi nie grozi.  Pierre dba o mój spokój i sam stara się załatwiać wszystkie sprawy związane z moim powrotem do kadry. Nie wpuszcza też do mnie nikogo poza Madzią, która wzięła na siebie ciężar zarządzania kliniką. Z jej krótkich streszczeń wiem, że Sebastian ma się zaskakująco dobrze a sztuczna wentylacja organizmu przynosi oczekiwany skutek. Krzysiek oczywiście nadal przesiaduje u niego całymi dniami, choć według Magdy oderwanie go od łóżka nie jest mimo wszystko tak ciężkie jak wcześniej. Paradoksalnie wszystko dookoła zaczyna się powoli układać. Jedynie Damian wciąż nie daje mi spokoju. Pozew rozwodowy wysłany przez adwokata mojego ojca, doprowadził go niemal do szaleństwa. Wczoraj znów dobijał się do drzwi jednak Pierre dość skutecznie się tym zajął, dając mu przy tym jasno do zrozumienia jak może skończyć się jego kolejna wizyta.

Wzdycham cicho, odsuwając się nieznacznie od szatynki by spojrzeć jej w oczy. Jej zielone, pełne miłości i ciepła tęczówki napełniają mnie niezwykłym spokojem. Madzia jest niesamowitą i niezwykle wrażliwą osobą, pełną ciepła i radości, którą potrafi zarazić każdego. Jeśli tylko jest w stanie stara się każdemu pomóc. Czasem zastanawiam się czym sobie zasłużyłam na takiego anioła. Uśmiecham się delikatnie, chcąc pokazać jej, że jest już nieco lepiej. Szatynka odwzajemnia uśmiech, chwytając moją dłoń i ściskając ją mocno. Przez chwilę wpatruje się w nasze dłonie by wkrótce znów wbić wzrok w jej oczy, tym razem pewniejszy i cieplejszy. Tak mały gest a jednak tak wiele siły daje mi w tej chwili. Wiem, że cokolwiek się nie stanie Madzia zawsze będzie przy mnie.
-Wiesz, chwilami jeszcze boję się, że on tak łatwo nie odpuści-przyznaje cicho.-Boje się, że będzie mnie dręczył aż nie osiągnie swojego celu.
-Damian już nigdy się do Ciebie nie zbliży. Masz moje słowo a Pierre na pewno mi w tym pomoże.-mówi to tak pewnie, że mimo wszystko zaczynam jej wierzyć.
-Tylko to nadal jest mój mąż-stwierdzam niepewnie, spuszczając wzrok. Ta myśl wciąż nie daje mi spokoju, nie potrafię myśleć o niczym innym.
-Jedynie z prawnego punktu widzenia, co i tak niedługo się zmieni. Już niedługo nic nie będzie was łączyło.-ucina szybko. Dla niej moje małżeństwo nigdy nie znaczyło zbyt wiele.  Zawsze powtarzała, że to zwykły i niezbyt udany związek, który różni się od reszty jedynie papierkiem. Kiedyś często się z nią o to kłóciłam, dziś z ręką na sercu mogę przyznać jej rację. Przez ostatnie dwa lata trzymał nas przy sobie jedynie ten 'papier'. Umowa, którą zawieraliśmy na początku nowej, wspólnej drogi. Miało być długo i szczęśliwie. Za jakiś czas miał być długi, biały welon i ślub w kościele. Rzeczywistość jednak szybko zweryfikowała nasze plany, brutalnie wyrywając ze świata marzeń.

Z nocnej szafki podnoszę złotą obrączkę, ostatni raz zaciskając ją w dłoni. Najwyższy czas pożegnać się z przeszłością, zamknąć ten rozdział i rozpocząć nowy. Chwytam dłoń Magdy i wciskam jej złoty krążek. Ona już wie co ma zrobić. Uśmiecha się do mnie z zadowoleniem, wkładając ją do kieszeni spodni. Wydaje mi się, że jest ze mnie naprawdę dumna. W końcu od dawna tylko czekała aż w końcu się na to zdobędę. Ja jednak musiałam przeżyć prawdziwy horror i wylać morzę łez by w końcu dojrzeć do tej decyzji. Zrezygnować z związku, który miał być tym na całe życie by zacząć budować wszystko od nowa.  Choć jeszcze nie dawno nie przyszłoby mi to do głowy, dziś czuje, że w końcu jestem na to gotowa. Pogodzona już z losem chce przede wszystkim wrócić do kadry i pokazać, że jestem jeszcze tam potrzebna. Udowodnić wszystkim, że nie jestem gwiazdką jednego sezonu i nikt nie powinien mnie skreślać. Wierze, że bez Damiana i wiernymi przyjaciółmi u boku w końcu jestem w stanie to osiągnąć. Mam również nadzieje, że on także ułoży sobie jakoś życie. Mimo wszystko on także zasługuje na szczęście.
Bo nie jest zły, tylko trafił na nieodpowiednią osobę. Ja nie potrafiłam sprostać jego oczekiwaniom i kochać ponad wszystko jakby tego chciał. Życzę mu jednak z całego serca by znalazł kobietę, która mu je da i pokocha takiego jaki jest. W końcu każdy zasługuje na miłość.

-
Z małym opóźnieniem oddaje wam do oceny kolejny rozdział. Miało być nieco weselej i chociaż ten odcinek nie jest jeszcze jakoś szczególnie radosny to dla mnie stanowi początek czegoś nowego. Można uznać, że kończy pewien etap tego opowiadania i mogę wam obiecać, że teraz będzie już lepiej. Postaram się żeby tak było.

Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz