Czwarty dzień leże
plackiem pod kołdrą, zalewając się łzami i marudząc nad swoim marnym
losem. Czasem gdy poczuję się lepiej, podnoszę się z łóżka by zamienić
kilka słów z Madzią. Szatynka siedzi przy mnie cały czas, wszelkimi
sposobami próbując przywrócić mnie do życia. Szczerze mówiąc nie mam
pojęcia co bym bez niej zrobiła. Wiem jak bardzo jestem nieznośna i
denerwująca w takim stanie a jednak cierpliwie znosi moje ciągłe załamania, spokojnie starając się wytłumaczyć mi, że to wszystko nie dzieje się przeze mnie.
Pierre w obawie o swoje życie ogranicza się jedynie do dbania o moją
rękę. W razie potrzeby dostarcza nam też kubełki świeżych lodów, paczki
chusteczek po czym zazwyczaj znika cicho za drzwiami. Chwilami jest mi
najnormalniej w świecie głupio, że tak go wykorzystuje. Nie dość, że
mieszkam u niego to jeszcze obarczam go swoimi problemami. Co prawda
ciągle powtarza, że jestem pod jego opieką więc zapewnienie mi
odpowiednich warunków i dbanie o moje samopoczucie jest jego
obowiązkiem. Mimo wszystko jak zawsze mam swoje zdanie na ten temat.
Podnoszę
się wolno i opieram o zimną ścianę, podciągając cicho nosem. Szatynka
siada obok, obejmując mnie mocno ramieniem i odgarnia niesforną grzywkę z
oczu. Wymuszam jedynie delikatny uśmiech, opierając głowę na jej
ramieniu. Za wszelką cenę staram się powstrzymać kolejne łzy,
napływające do moich oczu. Miłość boli. Szczególnie gdy się kończy,
pozostawiając po sobie jedynie nieznośną pustkę, której nie da się
niczym wypełnić. Pozostają jedynie coraz dalsze wspomnienia szczęśliwych
dni , pierwszego pocałunku czy poranku. Powoli zanikają wszystkie
szczegóły, te ważniejsze chwile również zaczynają się zamazywać,
zastępowane przez te nowe. Coraz bardziej bolesne. Teraźniejszość coraz
mocniej przedziera się do podświadomości, spychając przeszłość na dalszy
plan. Zamykając oczy nie widzę już nas podczas podróży poślubnej lecz
jego rękę szybko zbliżającą się do mojego policzka. Nie szepczemy sobie
na ucho podczas rodzinnego obiadu a kłócimy rzucając w siebie talerzami i
kubkami. Nie wpatrujemy się w siebie godzinami wzorkiem pełnym
pożądania i czułości, tylko od czasu do czasu wymieniamy pełne pogardy i
gniewu spojrzenia. Otwieram je szybko, bojąc się co mogę za chwilę
zobaczyć. Widok brzoskwiniowych ścian działa na mnie niezwykle
uspokajająco. Wiem, że tutaj przynajmniej na razie nic mi nie grozi.
Pierre dba o mój spokój i sam stara się załatwiać wszystkie sprawy
związane z moim powrotem do kadry. Nie wpuszcza też do mnie nikogo poza
Madzią, która wzięła na siebie ciężar zarządzania kliniką. Z jej
krótkich streszczeń wiem, że Sebastian ma się zaskakująco dobrze a
sztuczna wentylacja organizmu przynosi oczekiwany skutek. Krzysiek
oczywiście nadal przesiaduje u niego całymi dniami, choć według Magdy
oderwanie go od łóżka nie jest mimo wszystko tak ciężkie jak wcześniej.
Paradoksalnie wszystko dookoła zaczyna się powoli układać. Jedynie
Damian wciąż nie daje mi spokoju. Pozew rozwodowy wysłany przez adwokata
mojego ojca, doprowadził go niemal do szaleństwa. Wczoraj znów dobijał
się do drzwi jednak Pierre dość skutecznie się tym zajął, dając mu przy
tym jasno do zrozumienia jak może skończyć się jego kolejna wizyta.
Wzdycham
cicho, odsuwając się nieznacznie od szatynki by spojrzeć jej w oczy.
Jej zielone, pełne miłości i ciepła tęczówki napełniają mnie niezwykłym
spokojem. Madzia jest niesamowitą i niezwykle wrażliwą osobą, pełną
ciepła i radości, którą potrafi zarazić każdego. Jeśli tylko jest w
stanie stara się każdemu pomóc. Czasem zastanawiam się czym sobie
zasłużyłam na takiego anioła. Uśmiecham się delikatnie, chcąc pokazać
jej, że jest już nieco lepiej. Szatynka odwzajemnia uśmiech, chwytając
moją dłoń i ściskając ją mocno. Przez chwilę wpatruje się w nasze dłonie
by wkrótce znów wbić wzrok w jej oczy, tym razem pewniejszy i
cieplejszy. Tak mały gest a jednak tak wiele siły daje mi w tej chwili.
Wiem, że cokolwiek się nie stanie Madzia zawsze będzie przy mnie.
-Wiesz,
chwilami jeszcze boję się, że on tak łatwo nie odpuści-przyznaje
cicho.-Boje się, że będzie mnie dręczył aż nie osiągnie swojego celu.
-Damian
już nigdy się do Ciebie nie zbliży. Masz moje słowo a Pierre na pewno
mi w tym pomoże.-mówi to tak pewnie, że mimo wszystko zaczynam jej
wierzyć.
-Tylko to nadal jest mój mąż-stwierdzam niepewnie,
spuszczając wzrok. Ta myśl wciąż nie daje mi spokoju, nie potrafię
myśleć o niczym innym.
-Jedynie z prawnego punktu widzenia, co i tak
niedługo się zmieni. Już niedługo nic nie będzie was łączyło.-ucina
szybko. Dla niej moje małżeństwo nigdy nie znaczyło zbyt wiele. Zawsze
powtarzała, że to zwykły i niezbyt udany związek, który różni się od
reszty jedynie papierkiem. Kiedyś często się z nią o to kłóciłam, dziś z
ręką na sercu mogę przyznać jej rację. Przez ostatnie dwa lata trzymał
nas przy sobie jedynie ten 'papier'. Umowa, którą zawieraliśmy na
początku nowej, wspólnej drogi. Miało być długo i szczęśliwie. Za jakiś
czas miał być długi, biały welon i ślub w kościele. Rzeczywistość jednak
szybko zweryfikowała nasze plany, brutalnie wyrywając ze świata marzeń.
Z nocnej szafki podnoszę złotą obrączkę, ostatni raz zaciskając
ją w dłoni. Najwyższy czas pożegnać się z przeszłością, zamknąć ten
rozdział i rozpocząć nowy. Chwytam dłoń Magdy i wciskam jej złoty
krążek. Ona już wie co ma zrobić. Uśmiecha się do mnie z zadowoleniem,
wkładając ją do kieszeni spodni. Wydaje mi się, że jest ze mnie naprawdę
dumna. W końcu od dawna tylko czekała aż w końcu się na to zdobędę. Ja
jednak musiałam przeżyć prawdziwy horror i wylać morzę łez by w końcu
dojrzeć do tej decyzji. Zrezygnować z związku, który miał być tym na
całe życie by zacząć budować wszystko od nowa. Choć jeszcze nie dawno
nie przyszłoby mi to do głowy, dziś czuje, że w końcu jestem na to
gotowa. Pogodzona już z losem chce przede wszystkim wrócić do kadry i
pokazać, że jestem jeszcze tam potrzebna. Udowodnić wszystkim, że nie
jestem gwiazdką jednego sezonu i nikt nie powinien mnie skreślać.
Wierze, że bez Damiana i wiernymi przyjaciółmi u boku w końcu jestem w
stanie to osiągnąć. Mam również nadzieje, że on także ułoży sobie jakoś
życie. Mimo wszystko on także zasługuje na szczęście. Bo
nie jest zły, tylko trafił na nieodpowiednią osobę. Ja nie potrafiłam
sprostać jego oczekiwaniom i kochać ponad wszystko jakby tego chciał.
Życzę mu jednak z całego serca by znalazł kobietę, która mu je da i
pokocha takiego jaki jest. W końcu każdy zasługuje na miłość.
-
Z
małym opóźnieniem oddaje wam do oceny kolejny rozdział. Miało być nieco
weselej i chociaż ten odcinek nie jest jeszcze jakoś szczególnie
radosny to dla mnie stanowi początek czegoś nowego. Można uznać, że
kończy pewien etap tego opowiadania i mogę wam obiecać, że teraz będzie
już lepiej. Postaram się żeby tak było.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz