wtorek, 31 lipca 2012

Dwanaście

Powroty zawsze są trudne, zwłaszcza w tak dynamiczne otoczenia. Wystarczy zaledwie kilka miesięcy by wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. I choć jeszcze niedawno byliśmy częścią tego świata to teraz wydaje się być dla nad zupełnie obcy. Zaczynamy się zastanawiać czy dalej do niego pasujemy i czy nie lepiej tak po prostu odpuścić. Zacząć żyć od nowa, z dala od ludzi, którzy niegdyś byli dla nas najważniejsi. Powroty są doskonałym sprawdzianem naszego charakteru, który pomagają nam ciągle cudować. Oczywiście bywa, że przynoszą ze sobą ból i rozczarowanie gdy po wielu próbach, nie udaje nam się wrócić do dawnego życia. Umacniają w nas jednak przez to ogromną chęć walki, która nie pozwala nam się poddawać mimo wszystkich przeciwności losu. Walczymy więc o siebie i wszystko co ma dla nasz jeszcze sens.

Niepewnie wysiadam z samochodu, nie odrywając wzroku od katowickiego spodka. Miejsca, w którym przeżyłam wiele cudownych chwil. Możliwe, że najpiękniejszych w moim życiu. Wtedy nie liczyło się nic poza wyjściem na boisko i walką do upadłego o każdą piłkę. Wiedziałam, że mogę zrobić wszystko i nie ma granicy, której nie da się przekroczyć. Dziś w końcu wracam by odbudować swoją pozycję. Pokazać, że nadal mam coś do zaoferowania ludziom, którzy tak bardzo we mnie wierzą. Zaczynam wszystko od zera i paradoksalnie to jest właśnie w tym wszystkim najbardziej emocjonujące. Teraz tylko zależy ode mnie czy odpowiednio wykorzystam daną mi szansę. Pierwszy raz od dawna ponownie jestem panią własnego losu. Uśmiecham się po nosem, gdy delikatny dreszcz podniecenia przeszywa moje ciało. Po chwili koło mnie pojawia się Pierre i mimo początkowych oporów, ciągnie mnie za rękę w stronę hali. Czuje, że serce zaczyna bić jak szalone a na czole pojawiają się pierwsze krople zimnego potu. Zaczynam się zastanawiać jak tato zareaguje na mój widok. Nie widzieliśmy się przecież tyle czasu, a nasza ostatnia rozmowa zakończyła się dość ostrą kłótnią.  Za chwilę jednak stanę tuż przed nim by ponownie oddać się pod jego opiekę.

Przełykam cicho ślinę gdy stajemy przed wejściem do hali. Krzyki docierające z jej wnętrza wywołują u mnie dziwny ból brzucha a ręce zaczynają się wręcz nienaturalnie pocić, co staram się za wszelką cenę ukryć przed Pierrem.  Nie chcę by był świadkiem mojej, kolejnej słabości.  On jednak jak na złość stosunkowo szybko to zauważa. Uśmiecha się pod nosem, kładąc rękę na moim ramieniu. Następnie szybko otwiera drzwi do hali i na siłę, mimo moich wszystkich oporów wpycha mnie do środka. Staram się jakoś wykręcić i wyjść jednak Pierre chwyta mocno mój nadgarstek, ciągnąc mnie w stronę ławki rezerwowych. Przy okazji nie omieszka ponarzekać  na moje zachowanie i z całą powagą stwierdza, że następnym razem dla bezpieczeństwa przykuje się do mnie kajdankami żebym mu czasem nie uciekła.  Wszystko komentuje jedynie cichym westchnięciem, rozglądając się przy tym na boki. Zaczynam się czuć jakbym szła na stracenie. Nagła cisza wypełniająca teraz halę, zaczyna być coraz bardziej przygniatająca. Brakuje teraz by ktoś rzucił we mnie jakimś warzywem albo butem. Niepewnie wbijam wzrok w towarzystwo siedzące na ławce rezerwowych. Kilku znajomych z reprezentacji, bacznie obserwujących do tej pory grę swoich kolegów, teraz przygląda mi się uważnie. Niektórzy uśmiechają się do mnie ciepło, machając przyjaźnie w moją stronę i zapraszając  obok siebie.  Delikatnym ruchem głowy wskazuje na tatę, bezgłośnie prosząc by chwilkę poczekali na co reagują cichym śmiechem. Wszyscy zdają się wiedzieć jak ważne jest dla mnie to spotkanie.  Niezwykle miłe jest ich wsparcie, które zaczynam odczuwać w tej chwili. Ich ciepłe uśmiechy i ukazane do góry kciuki, dodają mi w tej chwili niezwykłej siły. Siły, która tak bardzo jest mi teraz potrzebna.

Niepewnie wyciągam rękę do taty, skutecznie unikając jego wzroku. Przenikliwego spojrzenia, którym w każdej chwili mógłby rozłożyć mnie na łopatki. Przymykam delikatnie oczy, czując jak zaczyna delikatnie gładzić kciukiem zewnętrzną część mojej dłoni. Gdzieś za plecami słyszę jeszcze nieco zdenerwowany głos Blain'a, przekazującego jakieś uwagi co do gry swoich podopiecznych. Uśmiecham się pod nosem, wyobrażając sobie jego nadmierną gestykulację. Mam ochotę odwrócić głowę by rzucić do niego krótką uwagę jednak mocne szarpnięcie skutecznie mi to uniemożliwia. W pierwszej chwili nie wiem za bardzo co się dzieje a moją uwagę przyciąga silny zapach perfum docierający do moich nozdrzy. Przełykam cicho ślinę, podnosząc lekko do góry głowę by trafić na piwne tęczówki mojego rodzica.  Z niedowierzaniem wpatruje się w tańczące w nich radosne iskierki, których zobaczenie graniczyło niegdyś z cudem. Uśmiecham się delikatnie gdy czule muska moje czoło, przytulając mnie jeszcze mocniej do siebie. Otaczający go niegdyś chłód i dystans jakim mnie niegdyś darzył w jednej chwili zostaje zastąpiony czułością i tak potrzebną miłością.  Uczuciem o które walczyłam tyle lat by teraz otrzymać  je w chwili największego kryzysu. Momentu, w którym jego wsparcie jest dla mnie czymś nieocenionym.  Czymś, co może uratować mnie przed upadkiem i pozwoli ponownie wspiąć się na szczyt.

-Jestem z Ciebie dumny.-jego cichy szept dociera do moich uszu.
W pierwszej chwili nie mogę uwierzyć w jego słowa, lecz czując jak kolejny raz muska moje czoło pierwsze łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Pozwalam by ponownie zamknął mnie w swoim potężnym uścisku, opierając czoło o jego klatkę piersiową.  Może  to wszystko jest zbyt piękne i niemożliwe jednak dla mnie nie ma to teraz najmniejszego znaczenia. Liczy się tylko on i wszystkie uczucia, którymi stara się ze mną teraz podzielić. Pokazać mi jak bardzo jestem dla niego ważna, nawet jeśli nigdy nie potrafił mi tego okazać. Czuje, że dla nas jest to przełomowy moment, który już na zawsze zmieni nasze relacje. Raz na zawsze usunie dzielący nas dystans by połączyć nas prawdziwą, nierozerwalną więzią. Wszystko przyjdzie oczywiście z czasem jednak wierze, że wszystko się miedzy nami ułoży. Chyba pierwszy raz od dawna spoglądam na przyszłość z prawdziwym optymizmem.

-
Starałam się.  Powoli uczę się pisać o szczęściu, radości i miłości chociaż nigdy nie sądziłam, że będzie to dla mnie tak ciężkie. Przyzwyczaiłam się, że życie Ingi i Krzyśka nie jest zbyt kolorowe dlatego dziwnie się czuje kiedy w końcu coś zaczyna się tutaj układać. Robię to jednak dla was i mam nadzieje, że nie znudzi was mój ślimaczy rozwój tempa.  Wiem też, że czekacie od dłuższego czasu na Krzyśka i jego nieco dłuższą obecność w tym opowiadaniu dlatego mogę wam obiecać, że już od piętnastego rozdziału Krzyś będzie pojawiał się tu znacznie częściej.
Kocham tych chłopaków. Nie tylko za dzisiejszą wygraną z Włochami ale za całokształt, za to co robią i jacy są.  Jeden punkt dzieli nas teraz od Londynu i w nic tak jeszcze nie wierzyłam, jak w to, że im się to uda i znowu pokażą na co ich naprawdę stać.

Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz