Powroty zawsze są
trudne, zwłaszcza w tak dynamiczne otoczenia. Wystarczy zaledwie kilka
miesięcy by wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. I choć
jeszcze niedawno byliśmy częścią tego świata to teraz wydaje się być dla
nad zupełnie obcy. Zaczynamy się zastanawiać czy dalej do niego
pasujemy i czy nie lepiej tak po prostu odpuścić. Zacząć żyć od nowa, z
dala od ludzi, którzy niegdyś byli dla nas najważniejsi. Powroty są
doskonałym sprawdzianem naszego charakteru, który pomagają nam ciągle
cudować. Oczywiście bywa, że przynoszą ze sobą ból i rozczarowanie gdy
po wielu próbach, nie udaje nam się wrócić do dawnego życia. Umacniają w
nas jednak przez to ogromną chęć walki, która nie pozwala nam się
poddawać mimo wszystkich przeciwności losu. Walczymy więc o siebie i
wszystko co ma dla nasz jeszcze sens.
Niepewnie wysiadam z
samochodu, nie odrywając wzroku od katowickiego spodka. Miejsca, w
którym przeżyłam wiele cudownych chwil. Możliwe, że najpiękniejszych w
moim życiu. Wtedy nie liczyło się nic poza wyjściem na boisko i walką do
upadłego o każdą piłkę. Wiedziałam, że mogę zrobić wszystko i nie ma
granicy, której nie da się przekroczyć. Dziś w końcu wracam by odbudować
swoją pozycję. Pokazać, że nadal mam coś do zaoferowania ludziom,
którzy tak bardzo we mnie wierzą. Zaczynam wszystko od zera i
paradoksalnie to jest właśnie w tym wszystkim najbardziej emocjonujące.
Teraz tylko zależy ode mnie czy odpowiednio wykorzystam daną mi szansę.
Pierwszy raz od dawna ponownie jestem panią własnego losu. Uśmiecham się
po nosem, gdy delikatny dreszcz podniecenia przeszywa moje ciało. Po
chwili koło mnie pojawia się Pierre i mimo początkowych oporów, ciągnie
mnie za rękę w stronę hali. Czuje, że serce zaczyna bić jak szalone a na
czole pojawiają się pierwsze krople zimnego potu. Zaczynam się
zastanawiać jak tato zareaguje na mój widok. Nie widzieliśmy się
przecież tyle czasu, a nasza ostatnia rozmowa zakończyła się dość ostrą
kłótnią. Za chwilę jednak stanę tuż przed nim by ponownie oddać się pod
jego opiekę.
Przełykam cicho ślinę gdy stajemy przed wejściem
do hali. Krzyki docierające z jej wnętrza wywołują u mnie dziwny ból
brzucha a ręce zaczynają się wręcz nienaturalnie pocić, co staram się za
wszelką cenę ukryć przed Pierrem. Nie chcę by był świadkiem mojej,
kolejnej słabości. On jednak jak na złość stosunkowo szybko to zauważa.
Uśmiecha się pod nosem, kładąc rękę na moim ramieniu. Następnie szybko
otwiera drzwi do hali i na siłę, mimo moich wszystkich oporów wpycha
mnie do środka. Staram się jakoś wykręcić i wyjść jednak Pierre chwyta
mocno mój nadgarstek, ciągnąc mnie w stronę ławki rezerwowych. Przy
okazji nie omieszka ponarzekać na moje zachowanie i z całą powagą
stwierdza, że następnym razem dla bezpieczeństwa przykuje się do mnie
kajdankami żebym mu czasem nie uciekła. Wszystko komentuje jedynie
cichym westchnięciem, rozglądając się przy tym na boki. Zaczynam się
czuć jakbym szła na stracenie. Nagła cisza wypełniająca teraz halę,
zaczyna być coraz bardziej przygniatająca. Brakuje teraz by ktoś rzucił
we mnie jakimś warzywem albo butem. Niepewnie wbijam wzrok w towarzystwo
siedzące na ławce rezerwowych. Kilku znajomych z reprezentacji, bacznie
obserwujących do tej pory grę swoich kolegów, teraz przygląda mi się
uważnie. Niektórzy uśmiechają się do mnie ciepło, machając przyjaźnie w
moją stronę i zapraszając obok siebie. Delikatnym ruchem głowy
wskazuje na tatę, bezgłośnie prosząc by chwilkę poczekali na co reagują
cichym śmiechem. Wszyscy zdają się wiedzieć jak ważne jest dla mnie to
spotkanie. Niezwykle miłe jest ich wsparcie, które zaczynam odczuwać w
tej chwili. Ich ciepłe uśmiechy i ukazane do góry kciuki, dodają mi w
tej chwili niezwykłej siły. Siły, która tak bardzo jest mi teraz
potrzebna.
Niepewnie wyciągam rękę do taty, skutecznie unikając
jego wzroku. Przenikliwego spojrzenia, którym w każdej chwili mógłby
rozłożyć mnie na łopatki. Przymykam delikatnie oczy, czując jak zaczyna
delikatnie gładzić kciukiem zewnętrzną część mojej dłoni. Gdzieś za
plecami słyszę jeszcze nieco zdenerwowany głos Blain'a, przekazującego
jakieś uwagi co do gry swoich podopiecznych. Uśmiecham się pod nosem,
wyobrażając sobie jego nadmierną gestykulację. Mam ochotę odwrócić głowę
by rzucić do niego krótką uwagę jednak mocne szarpnięcie skutecznie mi
to uniemożliwia. W pierwszej chwili nie wiem za bardzo co się dzieje a
moją uwagę przyciąga silny zapach perfum docierający do moich nozdrzy.
Przełykam cicho ślinę, podnosząc lekko do góry głowę by trafić na piwne
tęczówki mojego rodzica. Z niedowierzaniem wpatruje się w tańczące w
nich radosne iskierki, których zobaczenie graniczyło niegdyś z cudem.
Uśmiecham się delikatnie gdy czule muska moje czoło, przytulając mnie
jeszcze mocniej do siebie. Otaczający go niegdyś chłód i dystans jakim
mnie niegdyś darzył w jednej chwili zostaje zastąpiony czułością i tak
potrzebną miłością. Uczuciem o które walczyłam tyle lat by teraz
otrzymać je w chwili największego kryzysu. Momentu, w którym jego
wsparcie jest dla mnie czymś nieocenionym. Czymś, co może uratować mnie
przed upadkiem i pozwoli ponownie wspiąć się na szczyt.
-Jestem z Ciebie dumny.-jego cichy szept dociera do moich uszu.
W
pierwszej chwili nie mogę uwierzyć w jego słowa, lecz czując jak
kolejny raz muska moje czoło pierwsze łzy zaczynają spływać po moich
policzkach. Pozwalam by ponownie zamknął mnie w swoim potężnym uścisku,
opierając czoło o jego klatkę piersiową. Może to wszystko jest zbyt
piękne i niemożliwe jednak dla mnie nie ma to teraz najmniejszego
znaczenia. Liczy się tylko on i wszystkie uczucia, którymi stara się ze
mną teraz podzielić. Pokazać mi jak bardzo jestem dla niego ważna, nawet
jeśli nigdy nie potrafił mi tego okazać. Czuje, że dla nas jest to
przełomowy moment, który już na zawsze zmieni nasze relacje. Raz na
zawsze usunie dzielący nas dystans by połączyć nas prawdziwą,
nierozerwalną więzią. Wszystko przyjdzie oczywiście z czasem jednak
wierze, że wszystko się miedzy nami ułoży. Chyba pierwszy raz od dawna
spoglądam na przyszłość z prawdziwym optymizmem.
-
Starałam
się. Powoli uczę się pisać o szczęściu, radości i miłości chociaż nigdy
nie sądziłam, że będzie to dla mnie tak ciężkie. Przyzwyczaiłam się, że
życie Ingi i Krzyśka nie jest zbyt kolorowe dlatego dziwnie się czuje
kiedy w końcu coś zaczyna się tutaj układać. Robię to jednak dla was i
mam nadzieje, że nie znudzi was mój ślimaczy rozwój tempa. Wiem też, że
czekacie od dłuższego czasu na Krzyśka i jego nieco dłuższą obecność w
tym opowiadaniu dlatego mogę wam obiecać, że już od piętnastego
rozdziału Krzyś będzie pojawiał się tu znacznie częściej.
Kocham
tych chłopaków. Nie tylko za dzisiejszą wygraną z Włochami ale za
całokształt, za to co robią i jacy są. Jeden punkt dzieli nas teraz od
Londynu i w nic tak jeszcze nie wierzyłam, jak w to, że im się to uda i
znowu pokażą na co ich naprawdę stać.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz