wtorek, 31 lipca 2012

Pięć

Nasze życie pełne jest wyborów, od których zależy w jakim kierunku będziemy dalej podążać. Zawsze więc staramy się wybierać to mniejsze zło. Podejmować decyzję, które wydają nam się odpowiednie w danej sytuacji i w pierwszej chwili stanowią dla nas jedyne wyjście. Czas jednak brutalnie weryfikuje wszystkie, ukazując nam wszystkie popełnione błędy. Pomaga nam uczyć się na swoim przykładzie i wykształca nowe priorytety według ,których zaczynamy się wkrótce kierować. Podobno potrafi również leczyć rany choć w ciężkich chwilach trudno nam w to uwierzyć.  Nie potrafimy sobie wyobrazić, że za rok wszystkie złe wydarzenia zostaną jedynie wspomnieniem. Wciąż bolesnym i wywołującym łzy choć coraz słabszym i zamazywanym przez nowe przeżycia.

Przekraczam wolno korytarz jednego z rzeszowskich hoteli, ciągnąc za sobą wszystkie walizki. Ich małe kółka co chwilę wbijają się w mechaty dywan,  doprowadzając mnie niemal do szału. Przeklinam w myślach człowieka, który wpadł na pomysł by je tu umieścić gdy po raz kolejny raz walizka zacina się, dając skuteczny opór sile moich ramion. Odpuszczam w końcu i opierając się o ścianę, zjeżdżam po niej na dół. Nie mam już siły ani ochoty się już męczyć z moimi tobołkami. Znając swój marny los to kara za moją ucieczkę z tego piekła. Wzdycham cicho, poprawiając delikatnie zsuwający się z ręki bandaż. Siny obrzęk wciąż nie schodzi a ja mimo wszystkich zapewnień i obietnic, nie potrafię nawet o nią odpowiednio zadbać.  Delikatny dreszcz przebiega przez moje ciało a  nadgarstek zaczyna przeraźliwie piec, gdy próbuje związać go nieco mocniej. Wiem, że nie jest z nią najlepiej jednak każdy, choćby najmniejszy ból po kilku chwilach staje się wręcz nie do zniesienia. Mimo wszystko sama myśl o ponownej operacji, napełnia mnie przerażeniem. Nie wyobrażam sobie, że znowu ktoś będzie ją rozcinał jedynie by stwierdzić coś oczywistego.  Wszyscy chwalą służbę zdrowia, mówią o nowym, coraz lepszym sprzęcie jednak jeśli muszą komuś pomóc są tak samo bezradni jak kiedyś.

Przechodzące obok sprzątaczki mierzą mnie chłodnym wzrokiem, pomrukując coś pod nosem. Uśmiecham się wesoło, widząc ich zdegustowane wręcz miny i podnoszę się wolno z podłogi. Tym razem pchając przed sobą walizki, z zawieszoną na szyi torbą docieram po kilkunastu minutach na miejsce. Układam wszystko pod ścianą i pukam delikatnie w drzwi, ozdobione złotym numerkiem '208'.  Kilka chwil później otwierają się, ukazując bruneta w średnim wieku o intensywnie niebieskich tęczówkach i wiecznie rumianych policzkach. Uśmiecha ciepło na mój widok, mierząc mnie uważnie wzrokiem.
-Ciesze się, że w końcu się zdecydowałaś.
-Ja też się ciesze. Tylko widzisz mam mały problem-wskazuję ruchem głowy na walizki, stojące pod ścianą-i chciałam zapytać czy nie przygarnąłbyś mnie na kilka dni. Jeśli to problem to..
-Nie wierze!-przerywa mi nagle, niemal na siłę wciągając do pomieszczenia. Szybko wnosi też walizki i ciągnie mnie za rękę na pobliską kanapę. Siadam niepewnie na jej brzegu gdy Pierre na chwilę znika w sąsiednim pomieszczeniu. Wraca jednak po chwili z czarną walizką, którą kładzie na stole. Sam zajmuje natomiast miejsce obok mnie, przyciągając mnie mocno do siebie-W końcu zmądrzałaś młoda. Możesz tu zostać tak długo jak tylko będziesz chciała.
-Tak jakoś wyszło.-odpieram cicho, opierając głowę na jego ramieniu-Dzięki, ratujesz mi życie.
-Nie mam przecież innego wyjścia.-zaczyna śmiać się cicho, odrywając się ode mnie. Otwiera następnie czarną walizkę, z której wyjmuje strzykawkę, kilka maści, tabletek i innych leków.-Wszystko jest jasne więc zabieramy się do pracy.

Niepewnie zdejmuje bandaż z przedramienia, czekając pokornie na pierwszą naganę. Od ostatniej wizyty obrzęk powiększył się a jego delikatny wówczas kolor, nabrał fioletowego odcieniu. Pierre kręci delikatnie głową z zrezygnowaniem, dotykając delikatnie opuszkami palców obrzęku. Naciera całe przedramię maścią i zaczyna je masować, wywołując silny choć w jakimś stopniu również przyjemny ból. Przymykam delikatnie oczy gdy kolejny dreszcz powodujący pojawienie się gęsiej skórki, przebiega przez moje ciało. Mężczyzna dokładnie wyciera pozostałość maści, która nie zdążyła się jeszcze wchłonąć. Następnie napełnia strzykawkę nieznanym mi płynem i  wbija igłę w skórę, wolno wypuszczając jej zawartość. Zagryzam mocno dolną wargę, czując jak zaczyna robić mi się gorąco a narastający ból przedramienia uniemożliwia mi choćby najmniejszy ruch. Pojedyncze łzy spływają po moim rozgrzanym policzku, przynosząc mi delikatną ulgę. Przeraźliwy ból powoli zastępuje delikatne i dziwnie miłe swędzenie. Uśmiecham się błogo, opadając na oparcie kanapy.
-Będziemy powtarzać to co dwa dni, do naszego wyjazdu.Za dwa tygodnie jedziemy do Katowic.-wyjaśnia szybko, wkładając z powrotem wszystko do walizki.- Tam skonsultuje wszystko ze sztabem i jeśli dobrze pójdzie, zaczniemy treningi z delikatnym obciążeniem.
-Dziękuje.
-Nie dziękuj tylko pomóż nam trochę.-odpowiada cicho,  obwiązując moje przedramię nowym bandażem.-Jeszcze kilka dni i nie mielibyśmy czego ratować.

Uśmiech szybko schodzi mi z twarzy, zastąpiony przez delikatny grymas. Spuszczam szybko wzrok, wbijając go w czarne adidasy.  Do tej pory byłam pewna, że to tylko wina Damiana i to przez niego nie mogę grać. Od początku robił wszystko bym tylko przestała robić to co kocham i w końcu mu się udało. Wiem, że jest z tego bardzo dumny o czym zresztą nie raz już mi wspominał. Mogłam nie jeść i nie spać ale najważniejsze było, że siedziałam w domu z dala od boiska i dziewczyn z drużyny. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy gdy dowiedział się ile może potrwać moja rehabilitacja. Spokojnie mogę pokusić się o stwierdzenie iż nawet na naszym ślubie nie był tak szczęśliwy.  Teraz najgorsza jest jednak myśl, że sama o mały włos nie pozbawiłam się szansy na powrót.  Jedynie kilka dni zaniedbania i przeciążania ręki by już nigdy nie wejść na boisko. Często oskarżamy ludzi o nasze niepowodzenia spychając na nich całą winę, choć sami nie jesteśmy lepsi. Zaślepieni jednak swoim nieszczęściem wolimy obarczać cały świat odpowiedzialnością za nasze niepowodzenia jak gdyby miało to w czymś pomóc. Tymczasem sami robimy sobie krzywdę, może nawet większą niż ktokolwiek inny.

-
Oddaje wam do oceny kolejny rozdział. Szczerze mówiąc mi się nie podoba, wydaje mi się być taki nijaki ale nie mam siły by go poprawić. Można go uznać właściwie za przejściowy. W przyszłym tak jak pisałam pojawi się już Krzysiek z Sebastianem i mam nadzieje, że będzie on choć trochę lepszy od tego.
  Jutro nasi chłopcy grają pierwszy mecz. Przyznam, że nie mogę się już doczekać kiedy ponownie ich zobaczę i chociaż nie opuścili kraju w zbyt dobrej atmosferze to wierze, że pokażą nam na co ich stać i ponownie zamkną usta niedowiarkom.
Pozdrawiam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz