wtorek, 31 lipca 2012

Osiemnaście

Rozstania zawsze dla nas trudne. Szybko przywiązujemy się do osób, które w krótkim czasie stają się nieodłączną częścią naszego życia. Poświęcamy czas na budowanie wspólnych relacji i robimy wszystko, by spędzać go razem jak najwięcej. Uzależniamy się od siebie i, chociaż wiemy, że to złe, nie potrafimy tego przerwać. Przychodzi jednak czas, kiedy stajemy na rozdrożu, by udać się w zupełnie inną drogę. Tym razem już osobno. Początki bywają trudne, a my nie potrafimy pogodzić się z utratą bliskiej nam osoby. Tęsknimy za nią i jest nam źle, choć doskonale wiemy, że jest jej teraz lepiej. Radzi sobie bez nas i jest szczęśliwa, a to jest przecież najważniejsze. Walczymy z wewnętrznym egoizmem, starając się cieszyć z jej sukcesów, które jeszcze niedawno odnosiliśmy razem. Teraz jednak te chwile należą do przeszłości. W końcu musimy to zrozumieć, nawet, jeśli wciąż podnosimy się z myślą o kolejnym spotkaniu. Może kiedyś, ktoś wypełni lukę po tej osobie. Wszystko jednak przyjdzie z czasem, a my powinniśmy zrozumieć, że nic tak naprawdę nie trwa wiecznie.
Przytulam mocno Miśka, pozwalając, by pierwsze łzy swobodnie wypłynęły z moich oczu. Dziś nie jestem w stanie ich zatrzymać, właściwie to nawet tego nie chcę. Czując jak jego małe ciało drży, dociskam go jeszcze mocniej do siebie, po raz kolejny zapewniając o szybkim spotkaniu. Misio oczywiście przypomina mi o wspólnych wakacjach w Paryżu, które obiecałam mu już jakiś czas temu. Uparł się, żeby zobaczyć moje mieszkanie i miasto a ja nie miałam serca aby mu odmówić. Teraz także zapewniam, że jeśli jego rodzice się zgodzą, spędzimy tam nawet całe wakacje. Chłopczyk uśmiecha się wesoło, wbijając wzrok w swoją mamę. Karolina kiwa delikatnie na znak zgody, na co mały wydaje z siebie krótki okrzyk radości, ponownie ginąc moich objęciach. Nie mogę powstrzymać się od cichego śmiechu, czując jak mocno zaciska paluszki na moich plecach. Przez te wszystkie miesiące pokochałam go jak własnego syna. Czasem bywało ciężko a Misiek niczego mi nie ułatwiał, dając porządnie w kość. Jest jednak tak specyficzny, że nie sposób przejść obok niego obojętnie. Niewątpliwie ma w sobie coś , co już niedługo pozwoli mu osiągnąć upragniony cel. Podnoszę go delikatnie i trzymając mocno w pasie, podchodzę do brunetki, by oddać jej chłopca. Wszystkie bagaże zostały zaniesione już do samochodu, więc tylko jego, brakowało do szczęścia. Z trudem pozwalam, by wzięła go na ręce i ostatni raz go przytulając, odsuwam się delikatnie. Wiem, że im dłużej będzie to trwało, tym ciężej będzie nam się rozstać. Czuje jak kolejne łzy, spływają wolno po moich policzkach a przez ciało przebiega kolejny dreszcz. Coś się w tej chwili kończy i nic już nie będzie takie jak przedtem. Mimo wszystko nikt z nas nie może go już tutaj zatrzymywać. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
-Kocham Cię Inga.-mówi, uśmiechając się tak uroczo, że kąciki moich ust mimowolnie unoszą się ku górze.
-Ja Ciebie też Misiu.-odpowiadam, ściskając delikatnie jego rączkę. Przez chwilę wpatruje się w ciszy, w jego radosne tęczówki. Uśmiecham się delikatnie do Karoliny, pozwalając, im w końcu wyjść. Oboje zapewne tylko czekają, by w końcu wrócić do domu.-Pamiętaj, że cały czas jesteśmy w kontakcie. Możesz dzwonić do mnie o każdej porze dnia i nocy, a ja postaram się niedługo Cię odwiedzić. Trzymaj się Kochanie.
Automatyczne drzwi otwierają się, wypuszczając ich na zewnątrz. Misiek macha mi jeszcze, wsiadając do samochodu, który po chwili wolno znika za zakrętem. Powoli zaczyna wypełniać mnie poczucie pustki, a kolejne łzy zalewające moje policzki przestają mieć dla mnie znaczenie. Podobnie jak pełne współczucia spojrzenia przechodzących pielęgniarek i lekarzy. Wszyscy wiedzą jak ważny jest dla mnie Michał. Nikt jednak nie może sobie wyobrazić, co czuje się w takiej chwili. Na pewno spotkamy się jeszcze nie raz, choć to już nigdy nie będzie to samo. Nie będę miała go codziennie przy sobie. Nie będziemy się kłócić o głupoty i rzucać w siebie zabawkami. Płakać przy kolejnych ćwiczeniach albo śmiać oglądając jakieś głupie kreskówki. Razem z zamknięciem szklanych drzwi, straciłam cząstkę siebie i zapewne minie sporo czasu, zanim ktoś, choć w części wypełni.
-Dlaczego płaczesz?-znajomy, radosny głos wyrywa mnie z zamyślenia.
-Nie płaczę, coś mi wleciało do oka.-odpieram cicho, wycierając policzki i pochylając się lekko, by musnąć policzek chłopca.
-Przecież widzę-odpiera tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie dość, że podobny do ojca to jeszcze tak samo uparty i pewny siebie. Wzdycham, więc cicho i chwytając go za rękę, zaczynam rozglądać się za Krzyśkiem. Od czasu wybudzenia młodego niemal nierozłączni, dlatego też musieliśmy się zgodzić, żeby Seba wrócił szybciej do domu. Igła oczywiście stosuje się do naszych zaleceń i codziennie przywozi młodego. Uśmiecham się delikatnie, gdy drzwi ponownie się otwierają i do budynku wchodzi Krzyś. Już od samego początku lustruje mnie uważnie wzrokiem, mrużąc delikatnie oczy.
-Płakałaś-stwierdza już na dzień dobry.
-Powiedziałem to samo.
-Też się ciesze, że was widzę, ale teraz zejdźmy już ze mnie. Jest dużo ważniejszych rzeczy na świecie.-odpowiadam, ciągnąc ich za ręce wgłąb budynku. Po drodze wymieniają jeszcze kilka porozumiewawczych spojrzeń, a ja już wiem, że to nie będzie łatwy dzień.
Sebastian narzeka na bóle w mięśniach, które szybko okazują się być zwykłymi zakwasami. Krzysiek zabrał małego na plac zabaw i oczywiście nie potrafił go później uspokoić. Mogłam się spodziewać, że to wszystko będzie tak właśnie wyglądało. Seba rozkłada się wygodnie na fotelu a ja zabieram się za odpowiedni masaż. Niestety, zmusili mnie do tego, twierdząc, że tylko ja mogę się dzisiaj, nim zająć. Według nich moje ręce leczą a ja nie mam siły, żeby się kłócić. Młody nieco się krzywi i marudzi, jednak dość dzielnie to wszystko znosi. Po niecałych dwóch godzinach masażu niemal wszystkich mięśni, pozwalam mu w końcu zejść. Na początku nieco trudno ustać mu na nogach, choć zaraz stwierdza, że czuje się dużo lepiej.
-Byłeś naprawdę bardzo dzielny-odpowiadam z uśmiechem, mierzwiąc jego włosy.-Myślę, że dzisiaj zasłużyłeś na wielkie ciacho z sokiem.
Sebastian niemal od razu podchwytuje moją myśl i wbija wyczekująco wzrok w ojca. -Skoro Inga tak mówi-odpiera wolno, drapiąc się po głowie. Zagryzam mocno wargę, starając się powstrzymać przed wybuchem śmiechu i zabieram za sprzątanie w pokoju.
-Super, a zabierzemy Ingę ze sobą?
-Przykro mi skarbie, ale dzisiaj..
-Oczywiście, że zabierzemy-przerywa mi w połowie, uciszając mnie gestem ręki. Próbuje jeszcze się wykręcić, tłumaczyć zajęciami jednak oni pozostają głusi na wszystkie argumenty. Obaj zgodnie twierdzą, że jestem w mniejszości i nie mam nawet najmniejszego prawa do sprzeciwu. Powinnam, im wręcz dziękować, że tak dobrzy i chcą mnie ze sobą zabrać. Kręcę jedynie ze zrezygnowaniem głową, kiedy niemal na siłę, ciągną mnie przez cały korytarz w stronę wyjścia. Tak, to zdecydowanie będzie ciężki dzień.
-
Z powyższym odcinkiem strasznie się męczyłam. Między innymi przez pierwszą część.  Misiek oczywiście nadal będzie pojawiał się w opowiadaniu, choć nieco rzadziej. Za bardzo przyzwyczaiłam się do jego postaci, by całkowicie go usunąć. Musiał jednak przyjść ten moment, gdy Misiek wrócił do rodziny. Nie mógł być cały czas z Ingą, choć jest mi tak samo ciężko jak jej.  Udało mi się do odcinka wcisnąć też Igiełki i kto wie, może oni w jakiś sposób wypełnią tą lukę po Miśku. 
Jeśli natomiast chodzi o Argentyńczyków to obiecuje, że niedługo znowu się pojawią. Pewnie część was liczyła, że pojawią się w tym ale oczywiście znowu musiałam wszystko pomieszać i wcisnąć inne rozdziały w akcje.
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz