wtorek, 31 lipca 2012

Trzy

Dzieci posiadają niezwykły dar. Potrafią czytać w nas jak w otwartej księdze, czasem w brutalny sposób ukazując przy tym wszystkie nasze wady. Wręcz niemożliwe jest ukrycie przed nimi złego nastroju bądź smutku, których powód potrafią wydobyć z nas swoją bezpośredniością. Ich świat jest piękny, pozbawiony wszelkich brudów tego świata a jedynym problemem jest zazwyczaj zepsuta zabawka. Potrafią czerpać radość z najmniejszych rzeczy. Staramy się by u nas było podobnie choć od rana muszą zmagać się z ciężką rehabilitacją, która powoli przywraca im sprawność. Poranne ćwiczenia próbujemy wynagrodzić im późniejszymi zabawami a także wizytami rodziców i ulubionych idoli. Staramy się dbać o ich dobre samopoczucie, które pomaga przetrwać im tutaj ciężkie chwile a także dodaje zapału do pracy. Każdego dnia ciężko pracujemy by jak najszybciej doprowadzić do pełni zdrowia i sprawności nasze pociechy. Zdarzają się przypadki gdy rehabilitacja nieco się przeciąga. Wtedy jednak staramy się ściągnąć do miasta rodzinę malucha, by zapewnić mu domową atmosferę choć w części.

Uważnie rozkładam bloki rysunkowe wraz z kredkami na kolorowych stolikach w jednym z pomieszczeń w drugiej części fundacji. Rozdzielenie dzieci w śpiączce od tych wybudzonych jest zabiegiem czysto psychologicznym, zaleconym przez najlepszego z naszych specjalistów. Podział taki pozwala nie tylko wypracować odpowiednie dyżury lekarzy lecz chroni wybudzone dzieci przed stresem, który niegdyś wzbudzał taki kontakt.  Uśmiecham się ciepło, widząc otwierające się drzwi od stołówki i pierwszą trójkę maluchów szybko zajmujących swoje miejsca przy stolikach. Wkrótce dołącza do nich druga trójka. W pomieszczeniu zaczyna panować lekkie zamieszanie, kolejne kartki papieru zostają rozrywane na wiórki i podrzucane do góry, łagodnie falują w powietrzu. Odpowiadające im śmiechy i krzyki, powoli zaczynają wypełniać salę.  Kręcę delikatnie głową z pewnego rodzaju niemocą, która nie pozwala mi na uspokojenie ich zapędów. Nie mam serca by odebrać im tą drobnostkę, która wprawia ich w tak dobry humor choć sprzątaczki znów będą miały ręce pełne roboty. Wymijając kilka stolików, kucam przy drobnym chłopczyku, uparcie kreślącym kolorowe linie na powierzchni kartki.
-Co rysujesz kochanie?-uśmiecham się do niego przyjaźnie, odgarniając kilka niesfornych kosmyków z jego czoła.
-Zosię-odpiera szybko, zmieniając zwinnie kredkę.
-Bardzo ładnie tylko dlaczego Zosia ma fioletową twarz?
-Jest opalona.
-Rzeczywiście Zosia jest opalona.-odwracam na chwilę wzrok, za wszelką cenę starając się powstrzymać śmiech. Wyciągam mu jedynie kredkę z dłoni i wciskam drugą o brązowym kolorze.-Tylko widzisz Misiu, opalenizna jest brązowa i tak będzie wyglądać najlepiej.
Chłopiec przez chwilę siedzi cicho, zastanawiając się najwidoczniej nad moją drobną sugestią. Odrywa na chwilkę wzrok od kartki i wbija go w moje oczy, szukając w nich jakby potwierdzenia na wypowiedziane przed chwilą słowa. Mruży jeszcze delikatnie powieki i spuszczając wzrok, zaczyna poprawiać twarz Zosi. Uśmiecham się pod nosem, widząc jak starannie pokrywa jej dotychczasowy kolor brązowym.
-Teraz jest idealnie. Zosia na pewno się ucieszy gdy go jej pokażesz.
Misiek szybko zrywa się z krzesełka i biegnie z kartką do małej blondynki, która po chwili  przytula go mocno. Koło nich po chwili pojawia się druga koleżanka bruneta, która stara się rozdzielić 'parkę'. Jednak po kolejnych, nieudanych próbach odskakuje od nich szybko i biegnie w bliżej nieokreślonym kierunku, obrażając przy tym tą dwójkę.  Szybko jednak wpada w objęcia Mariusza, który właśnie wchodzi do pomieszczenia z toną dokumentów do podpisania.

Mężczyzna łapię dziewczynkę, upuszczając przy tym wszystkie papiery, które opadają na podłogę w różnych miejscach sali. Małą oczywiście zaczyna to bawić i w sali wybucha kolejna fala radości. Tym razem zaczynam śmiać się razem z nimi, kucając przy tym i w miarę szybko zbierając kolejne dokumenty. Wolę uniknąć sytuacji w której pomieszają się z rysunkami maluchów bądź zostaną złożone na samolot, łódź czy zwykłe kulki. Oddycham więc z ulgom, podnosząc ostatnią kartkę, którą następnie kładę na wysokiej szafce.
-Pan Michał dzwonił i kazał przekazać, że będą tak jak obiecywali.-odzywa się cicho, sadzając małą na jednym z krzesełek i niemal na siłę wciskając jej kredkę w dłoń.
-Doskonale. Znajdź mi jeszcze jakąś teczkę na te papiery. Urwę się wcześniej i zajmę się tym w domu jeśli nie będzie to problemem.
Przynajmniej tutaj wszystko mi wychodzi. W takich chwilach wszelkie problemy życia prywatnego przestają mieć znaczenie. Najważniejsze staje się szczęście naszych pociech, a ich wesołe uśmiechy potrafią wynagrodzić nam wszystkie trudności. Wszyscy codziennie wykonujemy potężną pracę by w wolnych chwilach sprawić im jak najwięcej radości. Często rezygnujemy z prywatnego życia dla tych maluchów czego mimo wszystko nie żałujemy. Każdy z nas codziennie dokonuje wyboru, który wpływa na dalsze funkcjonowanie fundacji i jest szczęśliwy będąc pewnym elementem, stanowiącym jej całość.Mam teraz cichą nadzieje, że nowa niespodzianka się im spodoba. Ostatnio Misiek dość często wspominał o swoich planach i to właściwie za jego sprawą postanowiliśmy zorganizować im spotkanie. Teraz będzie mógł opowiedzieć to osobom, które być może pomogą mu w przyszłości spełnić jedno z wielkich marzeń. Uśmiecham się pod nosem, obserwując uważnie chłopca. Bawiąc się kolorową piłką, skupia na sobie uwagę całej grupy. Niewątpliwie ma w sobie coś, co przyciąga wzrok i nie pozwala skupić się na niczym innym. Coś co pozwoli dojść mu na szczyt, a my będziemy dumni, że choć w części pomogliśmy mu w tej drodze.

-
Odcinek miał ukazać się nieco później jednak nie mogłam się już powstrzymać. Postanowiłam ukazać tym razem ten świat z nieco innej strony, a przede wszystkim dzieci przechodzące te trudne rehabilitację, ich zapał do pracy i drogę powrotu do normalnego życia. Mam nadzieje, że chociaż w jakimś stopniu mi się to uda. Co do Krzyśka i Sebastiana postanowiłam potrzymać was trochę w niepewności i coś więcej o jego stanie dowiecie się za jakiś czas.

A teraz tak zupełnie z innej baczki. Wczorajszy mecz nieco mnie dobił, choć jak wiadomo jest to pierwszy mecz naszych chłopców od LŚ i nie są jeszcze tak zgrani jak Francuzi, którzy mają już za sobą turniej w Bułgarii. Tutaj właściwie zaczyna przemawiać moja słabość do nich i Antonina jednak mam nadzieje, że dzisiaj wszystko będzie wyglądało lepiej i chłopcy pokażą na co ich naprawdę stać.

Pozdrawiam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz